poniedziałek, 31 lipca 2017

Recenzja FILMU | Spider-Man: Homecoming - pajączek wręcz idealny

Witam!
Obiecałem, że wrócę, to wracam (wprawdzie z opóźnieniem, ale do tego powinniście się u mnie przyzwyczaić). Miałem zacząć od powrotu do relacji z E3, aczkolwiek zmieniłem plany. Najpierw napiszę teksty o tematach, które są w miarę aktualne od czasu mojego przyjazdu (recenzje Spider-Mana, Baby Driver, Dunkierki, Valeriana, post o SDCC2017), a dopiero później nadrobię E3 oraz recenzje filmów sprzed targów w Los Angeles, których nie napisałem przy okazji ich premiery, bo zrobiłem sobie wtedy dłuższą przerwę (filmy typu Guardians of the Galaxy vol.2, Wonder Woman, Piraci z Karaibów itp.). Mam nadzieję, że teraz już wszystko jasne. Nie przedłużając, zapraszam Was do recenzji najnowszego filmu Marvela - Spider-Man: Homecoming!

GATUNEK: akcja, science-fiction
PREMIERA PL: 14 lipca 2017r.
SCENARIUSZ: John Francis Daley, Jonathan Goldstein, Jon Watts, Christopher Ford, Chris McKenna, Erik Sommers
REŻYSER: Jon Watts
STUDIO: Columbia Pictures / Marvel Studios
WYSTĘPUJĄ: Tom Holland, Michael Keaton, Robert Downey Jr.
ORYGINALNY TYTUŁ: Spider-Man: Homecoming


Pająk w domu
O perypetiach praw do postaci Człowieka-Pająka można by zrobić film dokumentalny. Zaczęło się od sprzedania ich przez Marvela, które miało poważne problemy finansowe, więc sprzedawało prawa do robienia filmów o swoich bohaterach wielu wytwórniom na długo przed powstaniem Marvel Cinematic Universe. Firmą, która nabyła Spider-Mana, było oczywiście Sony. Zaczęło się od oryginalnej trylogii Sama Raimiego z udziałem Tobyego Maguire'a, z której dwie pierwsze części są uznawane za jedne z najlepszych filmów superbohaterskich, a trzecia za jeden z najgorszych. Główny aktor do dzisiaj jest przez niektórych uważany za najlepszą interpretację tej postaci, jednak trzecia część uśmierciła pomysł na Spider-Mana 4 od Raimiego. Wobec tego kilka lat później studio zdecydowało się na reboot marki i obsadzenie nowego aktora w roli Pająka. W Petera Parkera wcielił się Andrew Garfield w The Amazing Spider-Manie, którego spotkało o wiele chłodniejsze przyjęcie niż swojego poprzednika, jednak nawet on zebrał grupkę swoich fanów. 2 lata po pierwszej części rebootu do kina trafił sequel, który choć nie był wielką klapą finansową, pogrzebał dalsze plany rozwijania serii TASM dzięki negatywnej ocenie krytyków i fanów. Sony postanowiło więc poprosić Disney o pomoc, w ramach za co Spider-Man w końcu stałby się częścią MCU, które od 2008 roku prężnie się rozwijało, a niemalże upadły kiedyś Marvel zaczął wyznaczać standardy w Hollywood, do których do dzisiaj wiele wytwórni próbuje się wzbić - z większym lub mniejszym sukcesem. Dzięki temu rozwojowi wydarzeń mamy teraz przyjemność żyć w czasach, kiedy to Peter Parker w końcu może się spotkać z takimi herosami jak, np. Iron Man.


Ale o tym wszystkim poniekąd już wiedzieliśmy, ponieważ rok temu Spidey oficjalnie zadebiutował w MCU w filmie Captain America: Civil War. Wtedy po raz pierwszy zobaczyliśmy Pajączka wraz z resztą Avengersów. Zobaczyliśmy także po raz pierwszy w akcji kolejnego (już trzeciego!) aktora grającego Petera Parkera - Toma Hollanda. Wcześniejsi aktorzy nie byli źli ani nic w tym stylu, ale był związany z nimi jeden problem. W momencie obsadzenia zarówno Tobey, jak i Andrew, byli o wiele za starzy na granie 15-latka licealisty. Jednak to nie tylko ich wiek był problemem. Spider-Man jest postacią podzieloną na dwie części - jego życie jako superbohater oraz zwykły nastolatek z Nowego Jorku. Choć oboje dawali z siebie wszystko, każdy z nich zawiódł w jednej z tych ról. Tobey był niezłym Peterem, aczkolwiek kiedy przywdziewał strój już tak świetnie nie było (ale tragedii też brak). Andrew zapewnił ciekawego Pająka, ale za to jego wersja Parkera mocno odstawała od wersji komiksowej, i chociaż nie mam nic przeciwko jakimś zmianom względem materiału źródłowego, to muszą one mieć jakiś sens. Tu one nie miały żadnego. Peter, który miał być wstydliwym nerdem (i takim teoretycznie był przez większość TASM), do szkoły wjeżdżał na desce i zachowywał się jak najpopularniejsza osoba w liceum. Gryzło się to ze sobą aż za bardzo.


"Hey everyone!"  
Ponieważ poprzednie wersje tej postaci w kinie zawsze były pod jakimś względem niedoskonałe, oczekiwania co do Toma Hollanda były naprawdę wyśrubowane. Już pomijając fakt, że wiekowo jest to idealny aktor (aktualnie ma 21 lat a i tak wygląda na około 16), podołał on zadaniu i po premierze Wojny Bohaterów niemal każdy zaczął wystawiać ołtarzyki Marvelowi za uratowanie tej postaci od Sony (mimo że prawa do niej nadal należą do tej korporacji) i okrzyknął Toma najlepszym Spider-Manem w historii kina. Ja należałem do tych właśnie osób. Znaleźli się też ludzie, którzy jednak stwierdzili, że z takimi osądami trzeba się wstrzymać do pierwszego solowego filmu, bo w CW Pająka było strasznie mało. A więc oto mamy pierwszy stand-alone film ze Człowiekiem-Pająkiem w MCU. Czy moja opinia co do Toma Hollanda jako najlepszego Spider-Mana się zmieniła na gorsze? Nie, wręcz przeciwnie. Seans jeszcze bardziej utwierdził mnie w fakcie, że jest to aktor chyba urodzony do tej roli.


Tom to najprawdopodobniej największa zaleta tego filmu. Świetnie ukazuje swój talent aktorski i nadaje tej postaci charyzmę, przez którą nie da się Petera nie lubić. Marvel jest powszechnie znany ze swojego bardzo dobrego obsadzania aktorów, ale mam wrażenie, że Holland to najlepsze co zrobili od czasów ogłoszenia Roberta Downeya Jr w roli Iron Mana. Młody aktor okazał się być zarówno świetnym Peterem, jak i Spider-Manem, czego nie udało się niestety żadnemu z jego poprzedników. Wykreowana przez niego wersja bohatera wpisuje się też wręcz idealnie w ton całego filmu, o którym pomówię za chwilkę.  Spidey w Homecoming to nieśmiały nerd, który jednocześnie jest bardzo zabawny i odważny, dokładnie tak jak w komiksach. Tom pasuje do tej postaci jak ulał i przez cały seans doskonale to widać. Po zobaczeniu tej części bez wątpliwości stwierdzam - Holland to najlepszy aktor, jaki wcielał się w rolę Spider-Mana, a Pająk przedstawiony w Homecoming to jego najlepsza wersja w historii kina. Oba elementy są również najjaśniejszym punktem tego filmu, przez który ten tytuł jest wręcz pozycją obowiązkową na liście każdego fana postaci, marki i... dobrych filmów w ogóle.


"But I'm nothing without this suit!"
Jednak reszta obsady również spisuje się bardzo dobrze. Zwłaszcza część licealna, którą jestem najbardziej zaskoczony. Zendaya, Laura Harrier, Tony Revolori, Jacob Batalon - po tych aktorach zbyt wiele nie oczekiwałem, bo nie kojarzyłem ich ze zbyt wielu dobrych filmów, jednak efekt końcowy jest bardziej niż zadowalający. Każda z postaci ma swoje miejsce w historii, każda z nich jest ciekawa i charyzmatyczna na swój sposób. Zwłaszcza najmocniej mi się spodobała Michelle Jones grana przez Zendayę, z którą się chyba da najlepiej utożsamiać. Poza tym w końcu ci aktorzy wyglądają jak prawdziwi licealiści!
Marisa Tomei po swoim krótkim epizodzie w Civil War wraca jako młodsza ciocia May (to jest idealny przykład zmiany względem komiksów, która akurat ma sens w świecie filmu) i choć nie ma jej niestety zbyt dużo, nie ma też na co narzekać. Były odtwórca roli Batmana, Micheal Keaton, wraca do gatunku „superbohaterskiego" tym razem jako złoczyńca, Vulture (bądź Sęp, jak kto woli). Muszę przyznać, że choć granie takiej postaci, jaką jest Vulture, nie wymaga zbyt wielkiego kunsztu aktorskiego, to Keaton odwalił kawał dobrej roboty. Tym samym uważam, że Sęp jest drugim  najlepszym villainem w całym MCU, tuż zaraz za Lokim. Dlaczego? To też wyjaśnię za chwilę, bo oprócz gry Micheala jest jeszcze jeden powód.


"If you're nothing without this suit, then you shouldn't have it"
W produkcji występuje także najpopularniejsza postać w całym MCU a zarazem mentor Petera Parkera - Iron Man grany przez Roberta Downeya Jr. Po tylu filmach z jego udziałem, chyba już nikt nie miał żadnej wątpliwość, czy podołał zadaniu, jeśli chodzi o grę aktorską, więc nawet na ten temat za bardzo się rozpisywać nie będę - napiszę krótko: jest tak jak zwykle, czyli oczywiście bardzo dobrze. Jednak fani przed premierą Homecoming mieli duże obawy czy postaci Tony'ego Starka nie będzie przypadkiem w filmie za dużo i czy nie przyćmi on blasku Pająka. Po raz kolejny udowodniono nam, że do zwiastunów nie powinno się przywiązywać zbyt dużej uwagi, bo potrafią nas nieźle okłamać. W finalnej wersji pana Starka tak dużo nie było, choć jego wpływ na fabułę i przebieg akcji był ewidentnie widoczny. Iron Man jest moim ulubionym superbohaterem Marvela, mimo to cieszyłem się, kiedy okazało się że w filmie było go dosyć mało, ponieważ jego zbyt duża obecność mogłaby całkowicie zrujnować cały klimat i ton filmu. I tu właśnie pojawia się ten tajemniczy, wspomniany przeze mnie wcześniej ton.


Spider-Man to nie jest superbohater, który na porządku dziennym ma w obowiązku ratowanie świata przed morderczymi kosmitami i laserami wystrzelonymi w niebo. Jest to heros, który ma w zwyczaju działania na dosyć małą skalę i reżyser Jon Watts doskonale sobie z tego zdał sprawę, przez co nie starał się postawić przed Peterem zagrożenia dla całego świata. Postawił przed nim największe zagrożenie dla samego siebie, dla 15-latka z supermocami. Dlatego też Vulture jest jednym z lepszych złoczyńców w tym uniwersum, przez to że wszystko jest na taką małą skalę, antagonista również nie stanowi zagrożenia dla ludzi na całym globie i jest dzięki temu naprawdę dobrze zarysowany i mimo że postępuje on źle, cały czas widz kibicuje mu, aby w końcu mu się powiodło. Ma on również dosyć ciekawą relację z głównym bohaterem. Udało się w końcu wykreować przeciwnika, który nie jest zły, bo „jest zły i chce zniszczyć wszystko", jak to bywało wcześniej.
Marvel zauważył, że ludzie mogą być znudzeni powtarzaniem tej samej historii po raz trzeci, dlatego nie tylko zrezygnował niemal całkowicie z jakiegokolwiek origin story, ale także postanowił zrobić coś zupełnie innego niż wcześniej. Poprzednie filmy o Spider-Manie nie miały tego poczucia kameralności, jednak w Homecoming czuć go bardzo wyraźnie. Wszystko jest jakieś takie „lekkie" bez ogromnych konsekwencji, ale o to właśnie tu chodzi. Wszystko takie ma być, ponieważ w takim otoczeniu postać Spider-Mana działa najlepiej. Jest to coś świeżego i coś co powoduje, że cała historia i ukazany świat tworzą jednolitą całość, w której wszystko ze sobą gra.


Nie ma róży bez kolców
Jak w przypadku każdego filmu, znajdą się też jakieś wady. Moim zdaniem trochę do tego całego lekkiego tonu nie pasuje końcowa walka, ale na szczęście nie dość, że nie trwa długo, to jeszcze jest poprzedzona fantastyczną sceną z zawalonym budynkiem (nie będę nic więcej o niej mówić, bo tak jak mówię, jest fantastyczna), więc nie jest jakiś ogromny minus. Zagorzałym fanom oryginalnego wizerunku Spider-Mana może przeszkadzać wspomniany wcześniej duży wpływ technologii Starka na historię, ale ona, podobnie jak wszystkie elementy filmu, świetnie się wpisuje w ogólną wizję. Dla innych znowu problemem może być właśnie cały klimat, mała skala wydarzeń oraz nadmierna ilość żartów, w tym dużo może się wydać słabych (choć gwarantuje wam, że wiele z nich pasuje do obrazu dzisiejszej młodzieży w liceum). Jednak moim zdaniem właśnie to czyni ten film tak dobrym. Faktyczną wadą dla mnie jest nijaka muzyka oraz trochę mimo wszystko zbyt prosta fabuła (mogła być odrobinkę bardziej skomplikowana). Nie poświęciłem też temu drugiemu elementowi zbyt dużo miejsca w tej recenzji, jednak uważam, że powinniście ją odkryć w całości sami... lub pewnie i tak widzieliście ten niesławny zwiastun, który pokazał pół filmu. Spokojnie, mam dla Was dobrą nowinę. Film ma o wiele więcej do zaoferowania.


JAKO WIELKI FAN SPIDER-MANA, NIE MOGĘ NIE POLECIĆ TEJ PRODUKCJI


Zdanie na koniec
3 faza Marvel Cinematic Universe trwa w najlepsze i jak dotąd nie mieliśmy żadnej porażki. Przed premierą wielu uważało, że tą pierwszą będzie właśnie nowy Spider-Man. Twórcy udowodnili, że każdy tak naprawdę był w błędzie. Może jako film sam w sobie nie jest to dzieło wybitne i ma trochę wad, ale zdecydowanie jest to prawdziwie genialny film, który w 100% rozumie materiał źródłowy na podstawie którego pracuje. Pokazano również, że Tom Holland był świetnym wyborem do tej roli. Homecoming to film na tyle sprawiający frajdę podczas oglądania, że jestem w stanie przymknąć oko na wiele jego minusów. Jako wielki fan tego bohatera nie mogę nie polecić tej produkcji. Czekam z niecierpliwością na kolejne występy tej postaci w tym uniwersum.  ▲ Wafeg

PODSUMOWANIE
Tom Holland, ton i klimat, obsada, sceny akcji, postacie
-  nijaka muzyka, trochę zbyt prosta historia

OCENA
9
REWELACYJNY

I to tyle! Widzieliście nowego Spider-Mana? Podobał się Wam? Co sądzicie o tej recenzji? Zgadzacie się ze mną? A może macie inne zdanie niż ja? Piszcie w komentarzach! :)
Tym samym żegnam się z Wami i zapraszam do obserwowania, komentowania, udostępniania i wpadania na nasze "fanpejdże". Linki poniżej:

#######
#######
FANPAGE'OWI MAJĄ LEPIEJ!
#######
POPRZEDNIE POSTY:
E3 2017: Destiny 2 | Call of Duty: WWII
E3 2017: Skull & Bones | South Park: The Fractured but Whole
E3 2017: Super Mario Odyssey | Mario + Rabbids: Kingdom Battle

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Designed By Blokotek
{java} {disrank_permission} Wafeg {disrank_permission] {java} {disrank_permission} Wafeg {disrank_permission]