Na samym wstępie krótkie ogłoszenie. Wyjeżdżam na kilka dni, więc nie będę mógł pisać recenzji ani przeglądu (tak, wiem, że lipcowego przeglądu też nie było, ale szczerze - w wakacje nie ma zbyt wielu dużych premier gier, więc nic nie straciliście), ale to chyba logiczne. Przerwa nie będzie trwała zbyt długo (raczej), więc nie musicie się martwić o długi brak postów.
Co do filmu przyznaję się bez bicia, że oryginalnych dwóch części Ghostbusters nie widziałem, ale kontrowersje, jakie narosły wokół rebootu, wzbudziły we mnie ciekawość i postanowiłem przejść się do kina w nadziei, że obejrzę jakąś fajną komedię. Czy dobrze się bawiłem? Po odpowiedź na to pytanie, zapraszam do recenzji. [Oglądałem w 2D z napisami]
GATUNEK: komedia, akcja, science-fiction
PREMIERA PL: 15 lipca 2016r.
SCENARIUSZ: Katie Dippold, Paul Feig
REŻYSER: Paul Feig
STUDIO: Sony / Columbia
WYSTĘPUJĄ: Melissa McCarthy, Kristen Wiig, Kate McKinnon
ORYGINALNY TYTUŁ: Ghostbusters (2016)
Answer the call
Dla wielu osób Ghostbusters jest marką kultową, która wzbudza w nich pokłady nostalgii i miłe wspomnienia związane z dzieciństwem. Tak więc gdy ogłoszono, że powstaje żeński reboot tej serii, internet zalała fala hejtu, a zwiastun z mało śmiesznymi żartami pogorszył całą sytuację. Jednak abstrahując od tych wszystkich afer, narzekań i dislike'ów, jaki był film sam w sobie?
A więc... fabuła nie grzeszy oryginalnością. Pewien naukowiec był wyśmiewany przez innych za swoje poglądy na temat istnienia duchów, więc postanowił się zemścić (nie powiem jak, ale to nie jest takie trudne do domyślenia się). W tym samym czasie w pewnym miejscu zaczynają się dziać paranormalne zjawiska. Temat duchów staje się popularny wśród typowych zjadaczy chleba, więc Abby (Melissa McCarthy) wznawia wydawanie książek o tej tematyce, którą kiedyś napisała ze swoją byłą przyjaciółką Erin (Kristen Wiig). Ta się o tym dowiaduje i nie jest zbytnio z tego faktu zadowolona, ponieważ nie będzie to dobrze prezentować jej w rozmowie o awans na uczelni. W wyniku tego idzie spotkać się z swoją znajomą. I żeby nie spoilerować już za dużo, do tego miksu dochodzi pokręcona Holtzmann (Kate McKinnon), pracująca w metrze Patty (Leslie Jones) oraz przygłupawy przystojniak Kevin (Chris Hemsworth) i powstaje nowa drużyna Pogromców Duch... a właściwie Pogromczyń Duchów wraz z nowym sekretarzem.
Jak widać, fabuła to wyświechtana historia o zemście wyrzutka i ratowaniu świata, więc pod tym względem film jest mało oryginalny i nie powinien nikogo za bardzo zaskoczyć.
HEJT BYŁ NIEPOTRZEBNY, BO Z ZAPOWIADAJĄCEGO SIĘ CRAPA, WYSZEDŁ ŚREDNIAK
Nowa ekipa
Aktorsko nie jest najgorzej. Wszystkie 4 aktorki zagrały przyzwoicie. Przyzwoicie, nie najgorzej, nie niesamowicie. Na pochwałę jednak zasługuje Kate McKinnon, która swojej postaci nadała sporo charakteru. To do niej należały większość śmiesznych scen w całym filmie, chociaż i tak przegrała w konfrontacji z Hemsworthem, który Kevina zagrał perfekcyjnie. Każda scena z jego udziałem wywoływała u mnie banana na twarzy. Postacią, która również miło mi się kojarzy, jest Patty i choć jest to postać stereotypowej afroamerykanki, która wszędzie się drze i mówi typowo gangsterskim tonem, to często powodowała śmiech wśród publiczności na sali, wliczając w to mnie.
Nie można tego niestety powiedzieć o dwóch pozostałych pogromczyniach duchów, a mianowicie o Abby i Erin. Pamiętam może tylko jeden moment, kiedy uśmiechnąłem się po usłyszeniu przez nich żartów. Poza tym? Nic. Mimo że (tak jak napisałem wcześniej) Melissa McCarthy i Kristen Wiig zagrały dobrze, to im postaciom po prostu zabrakło charyzmy, ciekawego charakteru, wcześniejszego zbudowania fundamentów pod ich relację, czy prywatne życie. Jak mam się wzruszyć przy smutnych opowiadaniach Erin o Abby i ich przyjaźni, kiedy ja tą znajomość znam tylko z kilku słówek, które kiedyś tam sobie te postacie rzuciły bez echa? Jak mam zrozumieć głównego złego, który był wyszydzany przez innych, kiedy nawet nie wiem przez kogo (no bo wątpię, żeby zwykły losowy człowiek mógł go tak skrzywdzić) i w jakich okolicznościach? Takich przykładów jest więcej, ale bez spoilerów.
Jak już jesteśmy przy głównym złym to warto nadmienić, że jest on po prostu słaby. Nawet nie wiem, jak go lepiej opisać. Pojawia się on od czasu do czasu i zwiastuje tam jakieś przyszłe wydarzenia, ale ani na złego nie wygląda, ani się też na takiego nie zapowiada, ani jego losy nie interesują nikogo, aż do trzeciego aktu, kiedy w końcu coś się z nim dzieje. Niestety, to jednak niewystarczająco, żeby stworzyć złoczyńcę, którego nie zapomni się po pięciu minutach po wyjściu z sali kinowej.
Humor w tym filmie, jak pewnie mogliście się domyśleć, jest bardzo nierówny. Z jednej strony jest wiele easter eggów i nawiązań do popkultury, niektóre żarty są naprawdę zabawne na tyle, że cała widownia się radośnie śmiała. Z drugiej strony inne żarty są wręcz nieśmieszne, a nawet żenujące. Nie podobało mi się też to, że ogólnie wiele z nich opierało się na pierdzeniu, wymiotowaniu i tego typu innych obleśnych rzeczach, które niby miały wzbudzić w widzu śmiech, a zamiast tego pojawiła się mina „serio?".
Jednak to nie koniec minusów. Chyba po raz pierwszy w jakimkolwiek filmie przeszkadzał mi montaż. Mam wrażenie, że niektóre sceny powinny być o te dwie, czy trzy sekundy dłuższe, ale montażysta stwierdził, że nie i obciął je za dużo. Pewne ujęcia kończą się za szybko i wprawiało mnie to w pewien dyskomfort, ale na szczęście nie było takich przypadków za dużo.
W nowej produkcji Paula Feiga pojawia się też kilka dziur fabularnych. Małe, ale są. Jest moment, kiedy Erin mówi, że nie pójdzie z Abby i Holtzmann do pewnego domu, jednak w następnej scenie... normalnie z nimi stoi na przeciwko celu, przed którym jeszcze chwilę wcześniej nie chciała się znaleźć. Nie wiem, może ja coś przeoczyłem.
Efekty specjalnie ogólnie nie są złe przez większość filmu. Nie stoją na najwyższym poziomie, jednak nie kują w oczy. Aż do finalnej walki, kiedy to efekty specjalne już takie dobre nie są. Twórcy mogli włożyć w to trochę więcej pracy, bo CGI w końcówce nie zachwycało.
Jeśli chodzi o muzykę mam mieszane uczucia. Praktycznie już na początku autorzy witają nas klasycznym (ale jakże dobrym!) soundtrackiem z pierwszych Ghostbusters i dalej przyjemnie się go słucha. Problem w tym, że nie jest to zbytnio oryginalne, ale tym razem podaruję to, bo przez cały czas od wyjścia z kina nuciłem sobie tą muzykę.
Zdanie na koniec
A więc jak się bawiłem? Pomimo tych wszystkich wad bawiłem się całkiem nieźle i seansu ani trochę nie żałuję. Jeśli ktoś nie wymaga żartów wysokich lotów, a potrafi go bawić humor nawet tych najniższych, to będzie się dobrze bawić. Czy był to dobry film? Niestety. Pewnie nowe Ghostbusters trafi na moją listę „guilty pleasures", ale pod żadnym pozorem nie jest to dobre dzieło. Czy tak złe jak mówią hejterzy? Oczywiście, że nie. Hejt był niepotrzebny, bo z zapowiadającego się crapa, wyszedł średniak. Nie zmienia to jednak faktu, że tak naprawdę Sony mogło sobie podarować ten niepotrzebny reboot. ▲ Wafeg
PODSUMOWANIE
+ Holtzmann, Patty, Kevin, muzyka, miejscami humor
- Abby, Erin, dziury fabularne, montaż, miejscami humor i efekty
OCENA KOŃCOWA
5+
PRZECIĘTNY
Widzieliście nowych Pogromców Duchów? Jeśli tak, to co o nich myślicie? Piszcie w komentarzach!
Tym samym żegnam się z Wami i zapraszam do obserwowania, komentowania, udostępniania i wpadania na nasze "fanpejdże". Linki poniżej:
#######
FACEBOOK: www.facebook.com/lordsofthegaming
#######
TWITTER: www.twitter.com/lothegamingfp
FANPAGE'OWI MAJĄ LEPIEJ!
#######
POPRZEDNIE POSTY:
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz