Do Suicide Squad (będę używał tylko tej nazwy, bo polska wersja to jakiś żart) podchodziłem w dosyć dziwny sposób. Z jednej strony wiadomo, że czekałem, bo to w końcu film o superboha... superzłoczyńcach DC, więc jakbym mógł go nie zobaczyć? Z drugiej strony spokoju nie dawała mi myśl, że w momencie, kiedy Warner Bros. desperacko próbuje dogonić Marvela z ich uniwersum, po przepakowanym Batman v Superman serwują nam film o przestępcach, którzy już w tym świecie trochę sobie są i nie mają nic wspólnego z nadchodzącym wielkimi krokami Justice League. Do tego jeszcze te negatywne recenzje i 30% na Rotten Tomatoes. Poszedłem jednak do kina z czystym umysłem, bez większych oczekiwań. Jakie są moje finalne odczucia?
GATUNEK: akcja, science-fiction
PREMIERA PL: 5 sierpnia 2016r.
SCENARIUSZ: David Ayer
REŻYSER: David Ayer
STUDIO: Warner Bros. / DC Films
WYSTĘPUJĄ: Will Smith, Margot Robbie, Joel Kinnaman
ORYGINALNY TYTUŁ: Suicide Squad
Świt sprawiedliwości
Rozpocznę jednak od fabuły. Akcja filmu ma miejsce po wydarzeniach z Batman v Superman: Dawn of Justice - pewnie każdy z Was już tą produkcję widział, a jeśli ktoś jeszcze nie widział, to pewnie nie zależy mu na spoilerze, który zaraz się tu pojawi (ewentualnie niech go obejrzy i tu wróci). W każdym razie na końcu filmu Zacka Snydera Superman „umiera" i zostaje tylko Batman, który raczej z rządem współpracować nie chce, więc Amanda Waller (Viola Davis) chce zwerbować zespół (a nie legion...) najgroźniejszych, najniebezpieczniejszych i najgorszych przestępców. Do swojej wizji przekonuje w końcu władze i zbiera swoją grupę. Mają oni za zadanie wykonać misję niemożliwą do wykonania pod nagrodą złagodzenia kary za ich uczynki. Kiedy w Midway City pojawia się nowy wróg, tylko ta grupa może go powstrzymać.
W sumie nie mogę powiedzieć nic więcej, bo zahaczyłbym o spoilery. Sam koncept i zamysł, aby zebrać ludzi bardzo złych i zmusić ich, aby działali w imię dobra, jest naprawdę dobry i w komiksach został ciekawie zaprezentowany. Taka „parszywa dwunastka" uniwersum DC Comics. Jednak czy sam zamysł wystarczy, aby uciągnąć film?
DOSKONAŁY PRZYKŁAD DLA POCZĄTKUJĄCYCH TWÓRCÓW, JAK NIE MONTOWAĆ FILMÓW
Na pewno film uciągnęła obsada. Will Smith po raz kolejny pokazuje swój talent aktorski, i choć postać Deadshota z filmu nie przypomina za bardzo jego komiksowej wersji, to zagrał naprawdę wyśmienicie. Postaci Floyda nie da się nie lubić. Margot Robbie jako Harley Quinn również dała radę i razem z Willem są najlepszą częścią tego filmu. Jej interpretacja szalonej Harleen Quinzel jest nieziemska. Pewnie niektórych będzie mogła irytować, ale moim zdaniem można się przejść na SS tylko ze względu na nią.
Reszta obsady również nie ma czego pozazdrościć. Viola Davis to klasa sama w sobie, sprawiła, że bałem się tej postaci. Joel Kinnaman jako pułkownik Rick Flag wystąpił nad wyraz dobrze. Nawet postaci mniej ważne z mniejszą ilością czasu na ekranie były dobrze zagrane i napisane. El Diablo, Killer Croc, Katana - każda z tych postaci miała swoje momenty, mogły mieć tylko więcej czasu na ekranie, bo taki Croc większość czasu stał i nic nie mówił, tylko warczał. Ostrzegam też poniektóre osoby przed tym co napiszę za chwilę, bo to może wywołać atak serca, ale... Jai Courtney był dobry. Naprawdę. Nie żartuję. Nie obraziłbym się, gdyby jego postać powróciła w solowym filmie o Flashu. Chciałbym zobaczyć go więcej na ekranie.
Coś co mi się również bardzo podobało to relacje między bohaterami. Nadawało to im charakteru, a patrzenie jak prowadzą interakcje z sobą sprawiało samą przyjemność.
Twenty One Pilots
Obsada, świetnie napisane postacie i chemia między nimi to nie jedyne aspekty filmu, które zasługują na pochwałę. Muzyka tego filmu to małe arcydzieło i moim osobistym zdaniem pobiła tą z Strażników Galaktyki. Problem jednak w tym, że jest użyta w niewłaściwych miejscach. Te dobre piosenki są puszczane na samym początku jedna za drugą, przez co mogą trochę irytować. Mimo to pisząc tą recenzję cały czas słucham piosenki Twenty One Pilots o tytule „Heathens". Cudo.
Efekty specjalne mnie dosyć zaskoczyły. Na zwiastunach nie zapowiadało się, aby stały na wysokim poziomie. Ku mojemu zaskoczeniu nie były takie złe. Ba, były wręcz naprawdę niezłe.
LEGION DOKRĘTEK
Suicide Squad jest jednym z filmów, które padło ofiarą konfliktu na linii reżyser-studio. David Ayer chciał stworzyć bardziej poważną wersję, no bo w końcu wiecie - chodziło o misję, na której główni bohaterowie mogą zginąć. Warner Bros. po reakcjach publiczności na BvS stwierdziło, że tak nie może być i zażądało bardziej lekkiej wersji. Wpadnięto na genialny pomysł (sarkazm), aby połączyć obie wersje w jeden film, a kosztowne i duże wiosenne dokrętki służyły po to, aby te zamysły połączyć w jedną spójną całość. Jak się pewnie domyślacie - to nie wyszło. Ech, WB, kiedy nauczycie się, że sukces filmów nie zależy od ilości żartów i palety kolorów, a od dobrej fabuły, postaci itp.? Mam nadzieję, że przy Wonder Woman już się ogarną i tak źle nie będzie. A na pocieszenie ogłoszono, że powstanie solowy film o Harley Quinn z możliwym udziałem takich postaci jak Batgirl, Poison Ivy, czy Catwoman.
Why so serious?
Do tego momentu pisałem o samych zaletach Suicide Squad. Dlaczego więc w tytule napisałem, że jest to zmarnowany potencjał? Ano dlatego że film ma naprawdę sporo wad. Największym moim zarzutem jest scenariusz i fabuła. Mianowicie jest ona po prostu słaba i nierówna. Na początku tempo jest zawrotne - nie wiadomo co się w ogóle na ekranie dzieje. W kilka minut poznajemy wszystkich bohaterów, głównego złego i od razu akcja rusza z kopyta, aby później ograniczyć się do zwykłego łażenia grupy po ulicach i walczenia z jakimiś zombiakami, aby dojść do celu A. Niczym w jakiejś słabej grze z otwartym światem i brakiem pomysłu na ciekawą i wciągającą fabułę. Scenariusz leży i kwiczy, biorąc pod uwagę też, że jest kilka dziur fabularnych.
Wadą tej produkcji jest też okropny montaż. Widać to najbardziej na początku, kiedy po prostu nie wiedziałem co się dzieje, nie umiałem się w ogóle połapać - wszystkie sceny były poucinane za szybko. Nie wiem co montażysta sobie myślał, ale chyba miał jakiś gorszy dzień w pracy. Zwłaszcza że ten moment, o którym teraz piszę, był wprowadzeniem postaci, czyli teoretycznie w przypadku tego uniwersum najważniejsza rzecz. Przecież nie znamy tych postaci z wcześniejszych filmów, więc osoby nie za bardzo wtajemniczone w uniwersum muszą się dowiedzieć kim one są. Niestety, ale twórcy nie ułatwiają tego ani trochę. Poza tym te flashbacki... z każdego można by zrobić osobny film. SS ma ten sam problem co BvS. Przez cały czas ma się wrażenie, że kilka filmów wciśnięto w jeden.
Kolejnym moim zarzutem jest główny antagonista, który (i tu przepraszam bardzo mocno, że się tak wyrażę) ssie po całości. O ile jeszcze Enchantress może nawet być (chociaż to i tak mocno naciągane, bo większość czasu to stała i tańczyła biodrem), tak jej brat jest kandydatem na najgorszego głównego przeciwnika w całej historii kina superbohaterskiego. Zero osobowości, zero charyzmy, motywacje prawie w ogóle nie nakreślone (dosłownie dwa zdania), jedyne co było fajne to jego wygląd, ale poza tym... nie wzbudzał ani grozy, ani strachu. Co najwyżej uśmiech politowania. Lex Luthor Jessego Eisenberga w BvSie prezentuje się przy głównym złym SS niczym najlepszy villain świata. No i co to za pomysł w ogóle - skoro w tym świecie istnieje Wonder Woman, czy Flash, czemu rząd chciałby, aby grupa złożona z ludzi, który potrafią się bić, rzucać bumerangami i wspinać się, mieli pokonać wiedźmę? O wiele lepiej by było, gdyby zlecono im jakąś infiltrację w innym kraju, aby przechwycić jakieś ważne informacje, a nie coś takiego.
Na deser zostawiłem coś na co pewnie każdy czekał - Joker. Pierwsze ujawnienie Jareda Leto jako Mr. J wywołało wiele kontrowersji, więc czekałem z niecierpliwością, aby dowiedzieć się jak zagrał w najnowszym projekcie DC Extended Universe. Jednak trudno go ocenić, zwłaszcza jeśli ktoś chciałby go porównywać do innych Jokerów, bo... jest go w filmie po prostu za mało. Liczę na to, że pojawi się on w nowym filmie o Batmanie, bo Jared Leto jest utalentowany i ma szansę stać się świetnym psychopatycznym klaunem. Póki co jednak jego udział mnie zawiódł. Miałem nadzieję na coś lepszego.
Jakby się tak zastanowić głębiej nad rolą Jokera, to mogłoby go w tym filmie w ogóle nie być. |
Zdanie na koniec
Z Suicide Squad wielu liczyło, że kinowe uniwersum DC w końcu będzie miało w swoim portfolio jakiś dobry film. Ja też na to liczyłem, bo o ile BvS mi się podobał, tak doskonale potrafię zauważyć jego olbrzymie wady. Niestety, SS przez konflikt reżysera z Warner Bros. jest festiwalem zmarnowanych szans i doskonałym przykładem dla początkujących twórców, jak nie montować filmów. Mimo to można się przejść dla Deadshota, Harley i reszty załogi. W ogóle film się bardzo przyjemnie ogląda, więc raczej nie będziecie żałowali wyjścia. Tylko po prostu nie nastawiajcie się na coś niesamowitego. Ech, teraz tylko do Wonder Woman - proszę cię, Gal Gadot, nie zawiedź mnie! ▲ Wafeg
PODSUMOWANIE
+ Will Smith, Margot Robbie, muzyka, efekty
- scenariusz, dziury fabularne, główny zły, montaż
OCENA
4
MOCNO PRZECIĘTNY
I jak? Byliście już na Suicide Squad? Co o nim sądzicie? Podobała Wam się recenzja? Piszcie w komentarzach!
Tym samym żegnam się z Wami i zapraszam do obserwowania, komentowania, udostępniania i wpadania na nasze "fanpejdże". Linki poniżej:
#######
FACEBOOK: www.facebook.com/lordsofthegaming
#######
TWITTER: www.twitter.com/lothegamingfp
FANPAGE'OWI MAJĄ LEPIEJ!
#######
POPRZEDNIE POSTY:
Nie byłam na tym filmie i raczej do kina się nie wybiorę, ale sam film mam zamiar obejrzeć, bo fabuła strasznie mnie zainteresowała, ale nie siedzę zbyt głęboko w tym uniwersum, a tego typu filmy wolę oglądać w domu. Muzyka lepsza niż w Strażnikach Galaktyki? No to jestem ciekawa. Jak wrócę do domu to zabiorę się za ten film. Teraz ja mam wakacje :)
OdpowiedzUsuńPozdro.
Wiadomo, każdy ma inny gust, jednak mi się wydaje, że była odrobinę lepsza. Jednak wkurzyło mnie to, że puszczano te piosenki jedna za drugą. No nie wiem, jestem ciekaw co ty o tym będziesz sądziła ;) Miłego wypoczynku.
UsuńDziękuję :) Zobaczę, może pokuszę się o własną recenzję.
UsuńOby. Na pewno chętnie ją przeczytam ;)
Usuń