niedziela, 13 maja 2018

Recenzja FILMU | Avengers: Wojna Bez Granic - wiadro pełne wrażeń i przeżyć

UWAGA! Ta recenzja NIE zawiera spoilerów, więc jeśli nie widzieliście filmu, to jak najbardziej możecie przeczytać ten tekst bez psucia sobie zabawy. 

Witam!
Oto jest. Recenzja Infinity War, mojego najbardziej oczekiwanego filmu roku. Tekst miał się pojawić wcześniej (tak może z tydzień temu), ale czas mi nie pozwolił, więc piszę go dopiero teraz. Planowałem po bezspoilerowej recenzji (czyli tej), zrobić jeszcze spoilerowe omówienie, jednak nie wiem, czy mi się uda. W tygodniu chyba średnio znajdę czas, natomiast później wyjdą kolejno dwie duże premiery, które wypadałoby omówić. Chodzi oczywiście o Deadpoola 2 i Solo: A Star Wars Story.  Może jak będę miał trochę wolnego, to napiszę posta ze spoilerami, ale nie obiecuję, zwłaszcza, że już i tak poświęciłem tyle uwagi Infinity War, jak chyba żadnemu innemu filmowi.
Przy okazji, jeżeli chcecie przed recenzją nabrać większego kontekstu co do moich przemyśleń, serdecznie zapraszam do kliknięcia w te linki (LINK 1 i LINK 2), aby dowiedzieć się kolejno, jakie były moje świeże wrażenia po seansie oraz o zarobkach i znaczeniu tego filmu.
Dobrze, powiedziałem już wszystko, co miałem powiedzieć, więc nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was do czytania!

GATUNEK: akcja, science-fiction
PREMIERA PL: 26 kwietnia 2018r.
SCENARIUSZ: Christopher Markus, Stephen McFeely
REŻYSER: Anthony Russo, Joe Russo
STUDIO: Marvel Studios
WYSTĘPUJĄ: Robert Downey Jr., Chris Hemsworth, Josh Brolin
ORYGINALNY TYTUŁ: Avengers: Infinity War

10 lat historii
Uff, o fabule tego filmu trudno mówić... Nie dlatego, że tak naprawdę jest to „trzeci akt" całego Marvel Cinematic Universe. Ciężko jest wspomnieć tu o czymkolwiek bez zdradzania spoilerów, więc przedstawię fabułę filmu najprościej, jak się da. Thanos chce doprowadzić do balansu w całym wszechświecie, więc do tego celu stara się uzbierać wszystkie Kamienie Nieskończoności. Kiedy znajdzie je wszystkie i włoży do Rękawicy Nieskończoności, stanie się najpotężniejszą istotą w całej galaktyce. Naturalnie, drużyna Avengers, która nadal odczuwa konsekwencje z takich filmów jak Captain America: Civil War, musi go powstrzymać.
To tyle, ile mogę powiedzieć. Szczerze Wam radzę, jeśli nadal nie widzieliście tej produkcji (jakim cudem?), unikajcie spoilerów, jak tylko możecie, ponieważ w tym filmie jest naprawdę sporo do zaspoilerowania (powstały nawet memy, które są spoilerami). Z tego powodu, idźcie do kina najszybciej, jak możecie.


Niezły tłok
Mimo to, trudno powiedzieć o Avengers: Infinity War, że ma jakąś skomplikowaną fabułę. Takie są konsekwencje sytuacji, w której produkcja jest pierwszym etapem kulminacji 10 lat trwania serii i 18 filmów. W Wojnie Bez Granic jest praktycznie że każdy. Paru bohaterów zabrakło, aczkolwiek prawie każda główna postać z MCU, o której byście pomyśleli, jest w tym filmie. Zresztą, wystarczy spojrzeć na zamieszczony powyżej plakat czy obejrzeć zwiastun. Ten film jest przepełniony superbohaterami. Do tego wszystkiego wprowadza takie nowe postacie, jak Thanos czy Czarny Zakon!
Największym osiągnięciem jest jednak to, że z tą całą masą bohaterów, osobistości i superumiejętności reżyserzy radzą sobie... bardzo dobrze! Choć nie można tutaj mówić o jakimkolwiek rozwijaniu postaci (może poza jedną), to każdy heros dostał swoje „5 minut", aby zabłyszczeć, każdy dostał przynajmniej jedną ciekawą, śmieszną lub wzruszającą scenę ze swoim udziałem.


Jednak z tego powodu wielu fanów miało obawy co do tego filmu. W końcu Infinity War to produkcja, w której po raz pierwszy spotykają się Avengersi ze Strażnikami Galaktyki. A jak wszyscy wiemy, filmy z udziałem „Gwiezdnych Avengersów" mają swój bardzo wyraźny ton, choć podobny do żartobliwości Iron Mana, Spider-Mana, czy ostatnio odmienionego Thora, to nie pasuje na pierwszy rzut oka za bardzo do postawy Czarnej Pantery, Doktora Strange'a czy Kapitana Ameryki. W dodatku, nawet te podobne postacie, które wymieniłem wcześniej, mają dosyć inne poczucie humoru niż Star-Lord i reszta ekipy. A to przecież tylko jeden przykład racjonalnych obaw. Wprawdzie raz już udowodniono, że można tak zbalansować różnych bohaterów przy okazji Avengers z 2012 roku, jednak nie na taką skalę oraz nie z takim różnorodnym zestawem. A jednak bracia Russo ponownie udowodnili po Zimowym Żołnierzu i Wojnie Bohaterów, że są znakomitymi reżyserami i udało im się nakręcić tytuł, który choć lubi przeskakiwać z powagi w humor i na odwrót, to robi to w sposób całkowicie niezauważalny i przyjemny.


Bracia Russo zdecydowanie spełnili swoje zadanie na wysokim poziomie, co nie oznacza, że ten balans postaci udał się perfekcyjnie. Reżyserzy, aby nie pogubić się w tym natłoku bohaterów, podzielili Mścicieli na trzy drużyny - grupę Iron Mana, ekipę Kapitana Ameryki oraz ferajnę Thora. W wyniku tego łatwiej jest widzom śledzić akcje, wiedząc, który segment dotyczy jakich bohaterów. Z drugiej też czasami zbyt długie przerwy między danymi wątkami potrafiły dać się we znaki. W dodatku ucierpiała na tym wszystkim drużyna Kapitana. Ich przygody w porównaniu z dwoma pozostałymi grupami na pewno nie były mniej efektowne, ale były mniej intrygujące i angażujące, a sceny w Wakandzie zostawiały niedosyt. Fani Kapitana i reszty mogą poczuć się zawiedzeni, choć nadal - każdy heros w tym filmie miał swój moment.
Poza tym, taka ilość postaci przyczyniła się do tego, że żeby ogarnąć ten cały skład i sprawić, aby razem działał naprawdę dobrze, trzeba była pójść na kompromisy. Z tego powodu, fabuła sama w sobie jest naprawdę prosta, zresztą widać to doskonale w moim streszczeniu na wstępie. Spoilerów jest naprawdę od groma i sporo się dzieje, jednak kiedy spojrzy się na całokształt i ciekawe motywy, jakie zostały pominięte z powodu braku czasu (a film i tak trwa 156 minut!), to rysuje się pełny obraz - historia spełnia swoje zadania i satysfakcjonuje, ale jest zarazem prosta jak budowa cepa. Nie starczyło czasu na głębsze poruszenie niektórych wątków czy rozbudowanie jakichś bohaterów... poza jednym.
Dobra, dwoma, ale tego drugiego nie chcę zdradzać, bo to by zepsuło niespodziankę.


Fun isn't something one considers when balancing the universe...
Bohaterowie raczej w Infinity War nie przechodzą żadnej zmiany na przestrzeni filmu, to i ogromna ilość herosów powoduje, że nie da się w Wojnie Bez Granic odnaleźć typowego podziału na trzy akty, w których postacie się jakoś zmieniają, dowiadują się czegoś, przechodzą jakoś drogę. Z tego powodu trudno o Infinity War mówić jako o filmie, kiedy nawet nie ma standardowego podziału na akty. Jednak da się to zrobić, kiedy za głównego bohatera weźmiemy nikogo innego jak... Thanosa.
Dopiero wtedy A:IW staje się filmem z krwi i kości, albowiem Thanos dostał naprawdę dużo czasu ekranowego i został potraktowany jako de facto główny bohater filmu. Naprawdę bardzo dużo zrobiono, aby bardziej określić jego motywacje, przedstawić jego przeszłość, poznać jego uczucia i cele lepiej. Był to genialny ruch ze strony braci Russo, ponieważ Thanos stał się najlepszym antagonistą z całego MCU. Nie jest to jakiś zwykły fioletowy kosmita, który chce zniszczyć świat, bo jest zły. Publiczność widzi jego motywy i choć nikt o zdrowych zmysłach nie powinien się zgadzać z jego poglądami i planem, to potrafimy postawić się w jego miejscu oraz zrozumieć jego racje, skąd pochodzą. Thanos faktycznie staje się głównym bohaterem, któremu poświęcono sporo czasu. Nadal widać, że to chory szaleniec, ale jest o wiele bliższy oglądającym.


Do tego jeszcze wypada dodać, że Thanos, w przeciwieństwie do wielu innych głównych złoczyńców z MCU, to koleś, z którym nie warto zadzierać i jest to pokazywane już od pierwszych jego scen. Kiedy Thanos się pojawia faktycznie czuć jakieś zagrożenie, strach, jego upartość w dążeniu do celu. To jeden z niewielu antagonistów w MCU, przy którym faktycznie czuć wagę wydarzeń. Jego plan czasami może mieć parę dziur i głupotek, są lepsze sposoby na osiągnięcie tego celu, ale z jego perspektywy ma to wszystko sens. Naprawdę, należą się kolejne gratulacje dla zarówno reżyserów, jak i scenarzystów, za to, że udało im się stworzyć oponenta, który jest jednocześnie potworny, bezlitosny, przerażający jak i uczuciowy (jest ta jedna scena!). Do tego trzeba doliczyć świetny występ Josha Brolina, któremu świetnie się udało spełnić te wszystkie punkty i uczynić z Thanosa najlepszego antagonistę w MCU.


Dzieci Thanosa
Przy okazji, to co Thanos robi w tym filmie... Trudno będzie te sceny wyciąć z mojej pamięci, wryły się tam na dobre. Szkoda jednak jego Dzieci, mianowicie Czarnego Zakonu. Szczerze? Gdyby nie to, że interesowałem się tym filmem przed premierą, nawet nie wiedziałbym, jak się te postacie nazywają. Poza ciekawym wyglądem te postacie nic nie reprezentują, nie mają żadnego charakteru. Tylko Ebony Maw jakoś się bardziej wyróżnił. Ale jest to całkowicie zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, z jaką ilością bohaterów bracia Russo musieli się uporać.

Oto Ebony Maw - jedyny członek Czarnego Zakonu, który obchodził kogokolwiek.
Emocje na każdym kroku
Infinity War to trochę jak przejażdżka kolejką w wesołym miasteczku - zapewni ci masę różnorodnych emocji. Zaczynając oczywiście od ekscytacji na sam widok tylu ulubionych postaci i świetnych aktorów (którzy swoją drogą grają świetnie, ale to jest norma w filmach Marvela) w jednym filmie. Podczas seansu zaśmiejesz się niejeden raz, ponieważ w Infinity War znalazło się nadal sporo żartów charakterystycznych dla Marvela, aby stworzyć czas na odpoczynek od ogólnie poważnego tonu filmu. Propo poważnego tonu, podczas Wojny Bez Granic trudno nie uronić łzy i nie doznać smutku, a czasem nawet doła... Do tego spowoduje, że po zakończeniu filmu rozmyślanie o tym, jak potoczy się akcja w Avengers 4, jest bardzo trudno - autentycznie nie wiadomo, co się stanie dalej... Końcówka autentycznie zaskakuje. To wszystko powoduje, że Infinity War to nie tylko film, to też nie tylko wydarzenie, jak to wspominałem w poprzednim poście, ale to prawdziwe przeżycie. Rzadko, który blockbuster jest w stanie zapewnić tyle emocji podczas seansu, a jednocześnie stać na wysokim poziomie i poruszać parę ważnych kwestii.


Wojna Bez Granic to także film, który wzbudzi w Was zdziwienie praktycznie co chwilę. Wspominałem już o dużej ilości spoilerów, jednak chciałbym podkreślić, jak bardzo one wpływają na sam odbiór seansu. Są to momenty, które solidnie zaskakują każdego, do tego stopnia, że słychać z wielu źródeł, jak ludzie otwarcie okazywali swoje zdziwienia czy smutki, wzdychali wraz z innymi widzami. Naprawdę nie pozwólcie sobie zaspoilerować tej przygody, albowiem jest ona naprawdę szokująca.
Ci, którzy czytali moją recenzję Spider-Man: Homecoming wiedzą, jak bardzo mi się ten film podobał i jak bardzo z jego powodu polubiłem aktora Toma Hollanda. Chciałbym więc powiedzieć, że ten film dostarczył mi kolejny powód, aby go uwielbiać jeszcze bardziej. Jest z nim pewna scena... nie powiem jaka, ale jest ona mocna, oj zdecydowanie. Jeżeli już widzieliście ten film, to rozumiecie, o co mi chodzi. Jeżeli nie, to zrozumiecie, gdy zobaczycie. Do tego warto nadmienić, że TA scena była... improwizowana.


I'm Peter by the way
Póki co mówiąc o postaciach, wspominałem głównie, że jest ich sporo, nie rozwijają się za bardzo, ale mimo to każda dostała swój moment. Jednak oczywiście muszę zaznaczyć element, który sprawia, że oglądanie filmów Marvela to czysta przyjemność - relacje i interakcje między postaciami. Nie oszukujmy się, to często dla nich chodzimy na te filmy. Dlatego też one są tak cenione. W przypadku Infinity War pojawiło się jednak parę ciekawych mieszanek, które na pierwszy rzut oka wydają się być dziwne i nietrafione, jednak w praniu okazuje się być zupełnie inaczej.
Wprawdzie zaskoczyły mnie nie tylko mieszanki postaci, ale także niektórzy bohaterowie byli niespodzianką sami w sobie. Ich efektywność na polu walki przerosła moje oczekiwania. Niektóre atrybuty postaci zostały wykorzystane w nowy i przydatny sposób, zaś inne ewoluowały od swoich wcześniejszych występów (bądź też usprawniły się w tym filmie), co sprawiło, że stały się o wiele ciekawsze i przydatniejsze, a przy okazji niektóre z nich - o wiele atrakcyjniejsze wizualnie. Takimi postaciami byli głównie Thor, Mantis (!), Iron Man, Spider-Man i Doctor Strange.


Fajerwerki
Kolejnymi dwoma aspektami, które są niezaprzeczalnymi zaletami A:IW to są sceny akcji i muzyka. Reżyserzy Russo pokazali już dwukrotnie, że sceny akcji to ich specjalność w swoich wcześniejszych filmach. Teraz tylko pokazują kolejny argument na potwierdzenie ich tezy, ponieważ wybuchy gonią pościgi w Infinity War, ale do tego wszystkiego są bardzo efektowne i widowiskowe, można porównać je do fajerwerek, na które każdy patrzy z ogromnym zainteresowaniem. Nawiązując, można wspomnieć też o CGI, które w większości było dobre (wykonanie Thanosa!), ale nie mogę nic poradzić na to, że w niektórych momentach od razu widziałem, że dana sceneria, postacie są komputerowe.
Filmy Marvela często są ganione za to, że ich muzyka jest bardzo nijaka i na tle innych dobrze wykonanych elementów, wypada po prostu słabo. Nie w przypadku Infinity War, gdzie muzyka to po prostu cudeńko. Swoimi wzniosłymi tonacjami przypomina ścieżkę dźwiękową z Gwiezdnych Wojen, jednak to nie zmienia faktu, że nadaje ona odpowiedniej dramaturgii przedstawianym wydarzeniom.


Przy tych wszystkich superlatywach, trzeba zauważyć, że jeżeli nie śledziło się za bardzo MCU, to można się zgubić i nie odnaleźć w tym filmie. Choć fabuła nie jest skomplikowana, to wiele wątków, motywów i postaci może laikowi znacznie utrudnić seans, zwłaszcza, że w tym filmie nie ma za bardzo okazji na ekspozycję co do wydarzeń wcześniejszych (aczkolwiek parę takich okazji sytuacji się znalazło). Niby Avengers: Infinity War to trzecia część cyklu Avengers, jednak trudno to określić sequelem do Czasu Ultrona. W międzyczasie powstało masa filmów, z których wątki pojawiają się w tej części. Wszystko leci bardzo szybko, akcja za akcją, powolnych momentów jest mało, ale ponownie - łatwo to zrozumieć przy takiej skali. W końcu Infinity War takim filmem właśnie miało być. To nigdy nie miała być osobna historia, którą można poznać bez żadnego kontekstu. Jak mówiłem w poprzednim poście - ten film to bardziej wydarzenie w historii kina, unikatowy przypadek, pierwszy film, który dopuścił się tak ambitnego ruchu. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek się ono powtórzy, czy kiedykolwiek jeszcze pojawi się film, który jest kulminacją tylu produkcji (poza Avengers 4) o takiej wadze. Wrażenie oglądania finału swojego ulubionego serialu (w tym przypadku MCU) jest tu jak najbardziej na miejscu. Po prostu jest to coś specjalnego i przełomowego, najambitniejszy projekt w historii kina (ale o tym szerzej mówiłem w poprzednim poście). Dlatego mimo tych obaw, wydaje mi się, że ten film po prostu trzeba zobaczyć. Też wydaje mi się, że nawet bez znajomości wcześniejszych historii, i tak można się na tym filmie bardzo dobrze bawić.


INFINITY WAR DAJE FANOM TO, CZEGO CHCĄ. TO SIĘ NIE MIAŁO UDAĆ, A JEDNAK


Potęga
Właśnie z powodu tego, że ten film jest taki masywny, obładowany spoilerami, postaciami, może się on wydawać męczący (co było widać w moim poście z pierwszymi wrażeniami). Obiecuję Wam - wraz z upływem czasu sytuacja się poprawia, a jeśli zobaczycie ten film jeszcze raz, to docenicie go jeszcze bardziej.
Co do mniejszych problemów, to w pewnych momentach wydawać się może, że niektóre postacie są zbyt silne, zaś inne zbyt słabe. Również została podjęta konkretne decyzja przez konkretnego bohatera, która potrafi konkretnie zirytować. Jednak po głębszym przemyśleniu sprawy, zaczyna ona nabierać sensu. Mimo to, na początku możemy jej nie zrozumieć. Innym może przeszkadzać fakt, że paru scen ze zwiastunów zabrakło w ostatecznej wersji filmu.


Abstrahując od samej jakości Inifnity War, dla fanów jest to piękna nagroda za 10 lat oglądania. Ta historia nie skupia się na rozwijaniu poznanych już postaci, serwuje widzom wynik tych 18 filmów, przy okazji wprowadzając najlepszego złoczyńcę do tej pory. Jest to pierwsza część kulminacji tak ambitnego projektu, jakim jest MCU. Czy historia nie jest kompletna i kończy się cliffhangerem? Tak, ale to nie żaden problem, tylko wzmaga apetyt na więcej. W dodatku nigdy kompletna być nie miała. Do tej pory jeszcze taki film nie powstał, trudno osądzać go osobno, bo po prostu jest niekompletny i tak naprawdę nie ma konstrukcji standardowego filmu. Na pewno też sporo zweryfikuje to, jak niektóre ważne wątki zostaną rozwiązane w Avengers 4 i od tego będzie zależeć osąd Infinity War.


Zdanie na koniec
Wow, to się na serio udało. Takie przedsięwzięcie nie miało się udać, ludzie mieli robić wymówki, że „takie oczekiwania, nie miał szans, aby im sprostać"... a jednak się udało. Infinity War zdecydowanie nie jest bezbłędne, ma swoje wady i to nawet dosyć spore, jednak przy tych oczekiwaniach ten film daje fanom wszystko to, co mógł zaoferować. Najlepszy antagonista w całym MCU, ogromny cross-over, świetne sceny akcji, szokujące zwroty akcji i w końcu jakaś większa i poważna waga wydarzeń, gdzie faktycznie czuć zagrożenie. Udało się udźwignąć tylu bohaterów, tyle tonów, tyle wątków z różnych filmów w tak genialny sposób. Każda postać zachowuje się adekwatnie do swoich wcześniejszych wystąpień i udało się to pogodzić. Infinity War daje fanom to, czego chcą. Nie zawodzi, a zaskakuje. To na pewno nie jest mój ulubiony film z MCU, ale pierwszy, któremu udaje się tyle osiągnąć w satysfakcjonujący sposób. Ten film po prostu trzeba zobaczyć. Ja jestem usatysfakcjonowany, teraz tylko czekać na Avengers 4.  ▲ Wafeg


PODSUMOWANIE
obsada, THANOS, postacie i relacje między nimi, sceny akcji, muzyka, humor, balans, waga i znaczenie, przepełnienie emocjami, szokujący, spoilery
- nierówne CGI, dziury w scenariuszu, drużyna Kapitana, film ogromny, może męczyć, dużo postaci, szybkie tempo 

OCENA
8
BARDZO DOBRY

Uff, to była długa recenzja, jednak takie filmy takich recenzji wymagają. Widzieliście Infinity War? Zgadzacie się ze mną? A może macie odmienne zdanie? Piszcie w komentarzach! :)
Tym samym żegnam się z Wami i zapraszam do obserwowania, komentowania, udostępniania i wpadania na nasze "fanpejdże". Linki poniżej:

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Designed By Blokotek
{java} {disrank_permission} Wafeg {disrank_permission] {java} {disrank_permission} Wafeg {disrank_permission]