sobota, 28 kwietnia 2018

Infinity War (bez spoilerów)

Witam!
Tak, wiem, ostatnim razem jak coś wstawiałem na bloga, to obiecałem recenzję Więźnia Labiryntu... w lutym. Tymczasem mamy końcówkę kwietnia, a nadal do tego czasu nie pojawiło się nic. Planowałem najpierw wrócić z tekstem o Czarnej Panterze (w końcu był to ogromny hit). Jak się nie udało, chciałem umieścić recenzję Ready Player One świeżo po premierze. Jak sami widzicie, te plany się nie udały, ale tego można było się po mnie spodziewać.
Natomiast powiedziałem sobie, że takiego filmu... a nawet powiedziałbym wręcz wydarzenia kinowego, nie mogę odpuścić. Zwłaszcza że aktualnie czeka mnie dosyć dłuższa przerwa, więc chciałbym, aby parę tekstów o Infinity War się pojawiło.
Jako pierwsze pójdą moje wrażenia na świeżo po seansie. Nie będzie to moja recenzja, bo jeszcze nie czuję się na siłach, aby być w stanie ocenić ten film (prawdopodobnie zrobię to po drugim seansie, który czeka mnie dzisiaj, na reckę przyjdzie jeszcze czas). Tutaj podzielę się swoimi odczuciami po moim pierwszym seansie.
Gdybym miał je ująć jednym słowem, byłoby to...




WOW.


Nie tego oczekiwałem.

W ostatnim czasie oglądałem wiele filmów, z którymi miałem problem, aby je jednoznacznie ocenić. Wywoływały one we mnie sprzeczne emocje. Były w nich elementy, które mi się bardzo podobały, inne powodowały u mnie pogorszenie opinii. Kończyło się to tak, że musiałem dokładnie analizować te filmy, aby w końcu dojść do tego, co o nich myślę.
Jednym z takich filmów było Star Wars: The Last Jedi, które mnie irytowało wieloma dziurami w scenariuszu i zmarnowanymi szansami, jednocześnie satysfakcjonując mnie swoją odwagą i odmiennością. Koniec końców, doszedłem do wniosku podobnego jak z BvS - jest to dla mnie bardzo przyjemny film, jednak z masą błędów.
Innym przykładem jest właśnie wspomniane wcześniej Ready Player One, które również dało mi w kość. Pod wieloma względami ten film nie domaga, jednak nie jestem w stanie go jednoznacznie niszczyć, ponieważ jako maniaka gier, filmów i popkultury ogólnie pojętej, produkcja Stevena Spielberga przyprawiała mnie o uśmiech na twarzy zbyt często.
Jednak aktualnie, świeżo po seansie Avengers: Infinity War, mam wrażenie, że takiej zagwozdki jeszcze nie miałem. Nawet jeśli porównam ją do dwóch wcześniej wymienionych pozycji. Możliwe, że ta sytuacja się zmieni wraz z drugim seansem lub po prostu po dłuższym czasie rozmyślań, ale czuję już teraz, że tutaj sytuacja jest o wiele trudniejsza. Nie wiem, czy faktycznie tak jest, czy nie zmieni się mój pogląd następnego dnia.


Czym taka sytuacja może być spowodowana? Jak mówiłem na początku, nie będzie to recenzja, ale luźny opis pierwszych wrażeń.
Przede wszystkim, każdy chyba wie, że co do nowych Avengersów miałem wielkie oczekiwania. Jestem dużym fanem Marvel Cinematic Universe. Od czasu Iron Mana 3 oglądałem każdy film w kinach na premierę. Śledzę na bieżąco newsy dotyczące tego uniwersum. Z wieloma produkcjami mam powiązanie sentymentalne i emocjonalne. Z wykreowanymi postaciami się związałem, tak jak wielu innych. Film należące do tego cyklu często znajdują się w gronie moich ulubionych filmów wszech czasów. Doliczając to i fakt, że same zwiastuny, wiadomości z planu, obsada itp. zapowiadały się świetnie, można łatwo wywnioskować, że oczekiwania moje były kosmiczne. Niektórzy mogliby nawet powiedzieć, że niemożliwe do osiągnięcia.


Perfectly balanced
Jednak to nie moje oczekiwania wpłynęły na odbiór filmu. Dlaczego? Bo mimo wszystko wiem, że Infinity War to film bardzo dobry... aczkolwiek trudno go nazwać filmem, bardziej jest to przeżycie, wydarzenie kinowe na skalę niespotykaną. Jest to przeżycie, które jednak trzeba zobaczyć. Nie tylko z powodu tego, że jest to unikatowe wydarzenie w historii kina, ale również ponownie Marvel Studios dostarczyło blockbustera bardzo wysokiej jakości.
Bardziej się na ten temat wypowiem w swojej recenzji (bezspoilerowej i spoilerowej), aczkolwiek ten film wzbudził we mnie praktycznie każdą emocję. Nie chce tu niczego spoilerować, więc powiem ogólnikowo - podczas seansu czułem strach (to też dzięki świetnemu antagoniście, jakim jest Thanos), śmiałem się mocno, a także byłem wzruszony do łez. Nie pamiętam, żeby żaden inny blockbuster mnie tak poruszył, nawet ostatnie filmy o Harrym Potterze.
Jest sporo zwrotów akcji, które nieraz powodowały u mnie ogromne zdziwienie, więc już teraz Wam mówię, żeby najlepiej unikać jakichkolwiek spoilerów IW przed seansem.


Z drugiej jednak strony, kiedy myślę o paru podjętych decyzjach, o paru pominiętych wątkach, postaciach, o przyszłości tego wszystkiego... Oczywiście, nie zamierzam teraz wyjaśniać, o co mi chodzi. Wiedzcie jednak, że w tym przypadku sytuacja może przypominać wielu tą z Ostatnim Jedi. Tam również skierowano się w kierunkach, które na pewno były szokujące, ale wywołały wiele kontrowersyjnych opinii wśród oglądających. Tutaj może być podobnie, tylko że w troszkę innym seansie, przynajmniej dla mnie. Nie będę tego szerzej wyjaśniał, bo na to przyjdzie jeszcze pora.

Najlepiej można podsumować mój aktualny paradoks emocjonalny stwierdzeniem, że Avengers: Wojna Bez Granic wydaje się być czymś całkowicie innym niż typowy film Marvela (na które przecież jest spora grupa narzekająca), jednocześnie zdając się być właśnie takim filmem Marvela. Tutaj nie chodzi po prostu o to, że film „ma plusy i minusy", bo plusy i minusy ma każdy film, a w tym wypadku plusów akurat jest zdecydowanie więcej. Tu chodzi o to, że wiele podjętych kreatywnych decyzji, które są znaczące dla całego filmu, mogą z nami wcale nie rezonować. Problem w tym, że ja sam póki co nie wiem, czy ze mną rezonują, czy nie...


Niestety, ale nie wiem, czy to się tak łatwo zmieni. Bracia Russo mieli naprawdę dużo do osiągnięcia i z pewnością im się to udało. Mimo to, film ten bardzo trudno ocenić z wielu powodów. Wszystkie te aspekty rozwinę bardziej w głównej recenzji. Liczę, że drugi seans (swoją drogą, jest to pierwszy film, jaki będę widział dwa razy w kinach) mnie bardziej utwierdzi w jednej z opinii.
Aktualnie jednak mam ogromny mętlik w głowie, o wiele większy niż oczekiwałem. Infinity War to film ogromny, przytłaczający, jak i również tchórzliwy w swojej powalającej odwadze. To wszystko powoduje, że nie potrafię uporządkować swoich myśli na temat tej produkcji Marvela, ale wiem jedno:

zdecydowanie opłaca się iść zobaczyć Infinity War. Bez dwóch zdań.


Teraz pozostaje tak naprawdę czekać tylko na to, co przyniesie przyszłość w postaci kolejnych filmów Marvela, przede wszystkim Avengers 4. A uwierzcie, że po Infinity War moja ciekawość co do tego, co się będzie działo dalej, wzrosła podwójnie.



Tak właśnie prezentują się moje świeże wrażenia po pierwszym seansie Infinity War. Tak jak wspominałem nieraz, mogę się one jeszcze zmienić. Powinniście w takim razie oczekiwać moich nadchodzących recek. A Wy? Widzieliście już Avengersów? Macie równie mieszane uczucia co ja, czy może wasza opinia jest już ustalona? Piszcie w komentarzach! ▲ Wafeg
Tym samym żegnam się z Wami i zapraszam do obserwowania, komentowania, udostępniania i wpadania na nasze "fanpejdże". Linki poniżej:


#######
#######
FANPAGE'OWI MAJĄ LEPIEJ!
#######
POPRZEDNIE POSTY:

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Designed By Blokotek
{java} {disrank_permission} Wafeg {disrank_permission] {java} {disrank_permission} Wafeg {disrank_permission]