poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Recenzja FILMU | Ant-Man i Osa - film rozmiaru mrówki

Witam!
Jak się można domyślać, już wróciłem z wyjazdu (choć za niedługo znowu mnie nie będzie, ale ten wypad będzie już krótszy). Miałem zacząć od kolejnego posta o grach już pod koniec lipca, ale po chwilowym wzroście aktywności mój leń powrócił i jakoś nie potrafiłem się za to zabrać. Jednak seans Ant-Man and the Wasp to dobry moment, aby wrócić do żywych, aczkolwiek tak jak mówiłem, potem znowu na chwilę zniknę. Mam nadzieję, że wtedy już po powrocie znowu zacznę częściej pisać i dobrze wykorzystam resztki wolnego czasu wakacyjnego. Obiecanki cacanki, w każdym razie jeśli chcecie poznać moją opinię o najnowszym filmie Marvel Studios, zapraszam już do czytania!

GATUNEK: akcja, science-fiction
PREMIERA PL: 3 sierpnia 2018r.
SCENARIUSZ: Andrew Barrer, Gabriel Ferrari, Erik Sommers. Chris McKenna, Paul Rudd
REŻYSER: Peyton Reed
STUDIO: Marvel Studios
WYSTĘPUJĄ: Paul Rudd, Evangeline Lilly, Michael Douglas
ORYGINALNY TYTUŁ: Ant-Man and the Wasp


Hot Streak
Ant-Man i Osa to film specjalny. Pomijając samą treść, wraz z nową produkcją Peytona Reeda MCU stuknęła kolejna okrągła liczba, albowiem 20 filmów w ramach tego uniwersum. Pokazuje to tylko, jak dużo Kevin Feige osiągnął w ciągu tych 10 lat i do jakich rozmiarów rozrosło się Marvel Cinematic Universe. W gąszczu tylu pozycji czasem potrzebny jest film mniejszy, gdzie nie ważą się losy świata, a ukazane przygody są bardziej kameralne. Dlatego też raptem pare miesięcy po widowiskowym i szokującym wydarzeniu, jakim było Infinity War, na srebrnych ekranach pojawia się sequel Ant-Mana z 2015 roku (który pragnę zauważyć, mi się podobał) i po części też kontynuacja wątku Scotta z Captain America: Civil War. Te dwa tytuły są bardzo istotne do zrozumienia historii Ant-Mana i Osy.


Fabuła zaś przedstawia Langa odbywającego areszt domowy, po tym jak został aresztowany właśnie w Civil War. Przez jego bezmyślny i poniekąd samolubny udział w walce na lotnisku w Berlinie Hank Pym i Hope Van Dyne ze swoją technologią muszą uciekać przed FBI. Choć nie są zbytnio chętni do ponownej współpracy z byłym Ant-Manem, zostają do tego zmuszeni, kiedy to Hank i Hope wpadają na trop Janet Van Dyne - żony Hanka i matki Hope, która wiele lat temu utknęła w Quantum Realm. Aby ją odzyskać, potrzebują Scotta i najbardziej zaawansowanej technologii Hanka. Jednak na te cudeńka łaszą się również Sonny Burch ze swoim gangiem, jak i tajemnicza Ghost. Dołożyć do tego wszystkiego perypetie z FBI oraz niezawodnym Luisem, a pozornie prosta misja znacznie się utrudni.


Przygody małych herosów (a właściwie to małego herosa i małej heroiny) w tej części wypadają nader intrygująca. Mimo że wielu osobom może wydawać się inaczej, zawarcie nawiązań do wydarzeń z Civil War jest korzystnym rozwiązaniem dla fabuły i dodaje nietypowej dynamiki. W dodatku w tym filmie, jak chyba w żadnym innym z MCU, motywy rodzinne są bardzo mocno zaznaczone i obecne w historii, co tylko działa na plus. Ogólnie tym razem mam wrażenie, że trochę zerwano z typowym schematem MCU, gdzie najwięcej uwagi poświęca się samym postaciom i im charakterom niż samej fabule. Ant-Man i Osa jest o wiele bardziej skoncentrowany na swojej fabule niż na bohaterach, gdyż character developmentu nie ma tu prawie wcale.


"I'm a big fan!"
Z jednej strony to dobrze, z drugiej źle. Tak jak mówiłem wcześniej, przez to historia jest wzbogacona o ciekawsze motywy. Z drugiej główne postacie nie mają żadnego character arcu, a jak już to słaby. Zarówno Scott, jak i Hope, pozostają w tym samym miejscu pod koniec filmu, w jakim zaczęli. Oczywiście, to nadal są postacie, z którymi bardzo przyjemnie spędza się czas, głównie zawdzięczając to grze i charyzmie Paula Rudda i Evangeline Lilly. Obydwie postacie już trochę są obecne w MCU i powrót do nich jest miłą rzeczą. Jednak poza budującą się między nimi romantyczną relacją nic się nie zmienia. Scott jest ponownie bardzo zabawny w swojej niezdarności, zaś Hope znów udowadnia, że doskonale wie, co jest na rzeczy, co ma robić i jaki ma cel. W dodatku manipulacja rozmiarem nadal sprawia masę zabawy i satysfakcji.


Michael Peña jako Luis ponownie kradnie show, a wraz z nimi jego dwóch kolegów - Dave (T.I.) i Kurt (David Dastmalchian). Sceny z Maggie, byłą żoną Scotta, i jej nowym mężem również wypadają śmiesznie. Walton Goggins stara się, jak może, aby rola Sonny'ego Burcha była chociaż ulepszona o jego urok, skoro ta postać tak naprawdę nie jest zbytnio ważna czy potrzebna w fabule.
Większość postaci w Ant-Man and the Wasp jest charyzmatyczna i potrafi rozbawić, jednak niewiele ponadto. W każdym razie, są pewne wyjątki. Cassie jest zabójczo urocza, zaś Abby Ryder Forston w tej roli wypada naprawdę świetnie. Bill Foster grany przez Laurence'a Fishburne'a odkrywa nieznane dotąd karty, a najbardziej w tym wszystkim zyska Hank Pym Michaela Douglasa. Ten film mocno porusza fakt skomplikowanej osobowości geniusza i stawia go często w nowym świetle. Jest to niezłe nawiązanie do komiksów, ale przede wszystkim rozwija tę postać w interesujący sposób.
O Michelle Pfeiffer jako Janet Van Dyne zbyt wiele nie powiem, aczkolwiek czekam na jej powrót, bo zapowiada się ciekawie.


"This crazy lady Ghost that walks through walls and stuff"
Największym zaskoczeniem dla mnie okazała się Ghost, czyli główny zły Ant-Mana i Osy. Trudno w sumie jednak nazwać ją „złym", gdyż oczywiście, robi parę okropnych rzeczy, to tak naprawdę trudno jej nie zrozumieć i jej nie współczuć, jej motywacja jest bardzo dobrze zarysowana, a gra aktorska Hanny John-Kamen jest tylko wartością dodaną. Podoba mi się ten trend w ostatnich filmach MCU, gdzie po latach słabych i bezpłciowych villainów w końcu zaczynamy dostawać antagonistów z krwi i kości. Duch to na pewno nie poziom Thanosa i nie jest ani trochę tak przerażająca jak wściekły Tytan, jednak jej przeszłość stanowi ciekawe spojrzenie na dotychczasowych złoczyńców MCU, przez co trudno też ją do nich zaliczyć. Na pewno jest przeciwnikiem dla Scotta i Hope, dokonuje też pewnych złych czynów, jednak ogólnie to postać o wiele lepsza niż taki Yellowjacket z poprzedniej części. Przy okazji, przez jej wątek powstaje w trakcie filmu naprawdę intrygujący dylemat i trudny wybór dla bohaterów. Nie opiszę go szerzej z powodów oczywistych (czyt. spoilery), jednak powiem tylko tyle, że...


Ten dosyć niekonwencjonalny i nieoczekiwany (przynajmniej przeze mnie nie był) motyw zostaje całkowicie zepsuty przez zakończenie, które im dłużej od seansu, tym bardziej pozostawia wrażenie zmarnowanego potencjału.
Ant-Man and the Wasp ma niestety jeszcze więcej problemów. Poza faktem, że film ma naprawdę mało akcji, a większość efektownych momentów została już pokazana w zwiastunach (prezentując się lepiej dzięki użytej muzyce, przez co w trakcie samego filmu dawały one mniej satysfakcji), małej ilości Giant-Mana i niezbyt rajcujących scenek po napisach (to jednak szczegół), największym problemem produkcji Peytona Reeda jest jego brak stylu.


NIE ZROZUMCIE MNIE ŹLE, TO NADAL DOBRY FILM, ALE DAŁO SIĘ OSIĄGNĄĆ WIĘCEJ



Jasne, humor jest znaczącą częścią tego filmu (czasem jednak średni), a wizualnie produkcja nieraz potrafi zachwycić (efekty Ghost czy zwiedzanie Quantum Realm to istna uczta dla oczu - szkoda, że w tym świecie spędzamy tak mało czasu, ale może w trzeciej części przypadnie nam więcej czasu), jednak to nie czyni tego filmu odmiennym w całym krajobrazie MCU. Ten film nie wprowadza niczego nowego ani świeżego, nie tylko w samym lore MCU, ale jak i ogólnie w tym podgatunku. Pierwszy Ant-Man, choć miał fabułę bardzo prostą i znajomą każdemu już w tamtym momencie, przynajmniej wyróżniał się właśnie swoim podejściem do tego gatunku. Poza humorem, dobrą obsadą, postaciami i akcją (co teraz oferuje praktycznie każdy film Marvel Studios), zaoferował również konwencję heist movie. Ant-Man i Osa to film, który stara się prowadzić tzw. McGuffin storyline, gdzie jeden ważny obiekt jest pożądany przez parę różnych osób i przeskakuje on z ręki do ręki. Jest to jednak za mało, gdyż kontynuacji brakuje tego wyróżniającego stylu (i palety kolorów, ale z jej wycięcia jestem najbardziej zadowolony) z pierwszej części. Na pewno nie jest to tytuł typowy czy bez wyrazu, jednak brakuje mu tego elementu wyodrębniającego, którym mógłby być ciekawy konflikt ideologiczny. Niestety, został on zaprzepaszczony.


Zdanie na koniec
Wiem, że pewnie teraz ten film brzmi jak najgorsze dzieło Marvel Studios. Nie zrozumcie mnie źle, Ant-Man and the Wasp to nadal dobry i przyjemny tytuł, na którym z pewnością będziecie się dobrze bawić. Problem w tym, że teraz poprzeczka jest wyżej zawieszony, zresztą samo MCU ją tam zawiesiło. Skoro jednak nie zdecydowano się pójść tą drogą, można było to nadrobić w innych aspektach, niestety, też nie wyszło. Ant-Man i Osa nie jest słabą produkcją, ale można było i dało się zrobić więcej. Parę świetnych elementów zostanie mi w pamięci, a filmy z Ant-Manem wciąż ten swój własny klimat, jednak liczę, że trzecia część nie pozostawi takiego niedosytu. ▲ Wafeg



PODSUMOWANIE
+ historia, humor, Scott i Hope, Hank, Ghost, Bill, wizualia, manipulacja rozmiarem
- akcja, brak stylu i większego rozwoju bohaterów, zakończenie


OCENA
7
DOBRY



Koniec! Teraz znów znikam na parę dni, a Wy piszcie w komentarzach - co sądzicie o tej recenzji? Co sądzicie o Ant-Man and the Wasp? Zgadzacie się ze mną? Czy sądzicie, że żonglowanie stylami i gatunkami z filmami o superbohaterach to przyszłość dla tego „gatunku"? Czekam na Wasze odpowiedzi! :)
Tym samym żegnam się z Wami i zapraszam do obserwowania, komentowania, udostępniania i wpadania na moje "fanpejdże". Linki poniżej:


#######
#######
FANPAGE'OWI MAJĄ LEPIEJ!
#######
POPRZEDNIE POSTY:
KONFERENCJE Z E3 2018 - opinia, linki, podsumowanie!


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Designed By Blokotek
{java} {disrank_permission} Wafeg {disrank_permission] {java} {disrank_permission} Wafeg {disrank_permission]