czwartek, 25 lipca 2019

Marvel Studios na SDCC 2019, czyli ogłoszenie filmów i seriali w 4. fazie!

Witam!
Z racji, że mniej więcej z recenzjami jestem na bieżąco (recka Króla Lwa nadchodzi!), stwierdziłem, że dobrze będzie powiedzieć coś o wystąpieniu Kevina Feige na San Diego Comic-Conie 2019 i związanymi z tym show ogłoszeniami. Przy okazji, będzie to taki zamiennik posta, który planowałem napisać w ramach serii teksów o Endgame, jak będzie wyglądało MCU w fazie czwartej - tylko teraz nie będą to spekulacje, a moja opinia a propos faktycznych planów Marvel Studios. Postaram się tu zarówno w pigułce przekazać najważniejsze informacje, jak i przedstawić, które projekty mnie najbardziej ekscytują i ciekawią. Bez zbędnego przedłużania, zapraszam do czytania!



OGÓLNIE O SDCC 2019



Zanim jednak przejdę do mięska, trochę o samym Comic-Conie, który w tym roku (podobnie jak E3) był wyjątkowo nudny i mało się na nim działo. Fakt, że wiele wytwórni się wycofało z walki z Marvel Studios praktycznie całkowicie, nie organizując paneli dla swoich nadchodzących filmów (patrzę na ciebie, DC Films). Znaleźliśmy się więc w sytuacji, że praktycznie wszyscy czekali tylko na 21 lipca, kiedy to swój panel miało właśnie studio Kevina Feige, gdzie miały paść prawdziwe i soczyste ogłoszenia. Jest to sytuacja, w której tak naprawdę tylko Marvel się liczył na Comic-Conie, przez co nawet jakby wypadli słabo (na szczęście, tak się nie stało), to i tak wypadliby najlepiej.
Jedyne, co było naprawdę warte uwagi poza Marvelem, był najnowszy zwiastun do To: Rozdział 2, który jest wspaniały i podsycił znacząco u mnie poziom hype'u. Poza tym, pojawiły się również zwiastuny do takich filmów jak Top Gun: Maverick i Cats - ten pierwszy przyjęty bardzo pozytywnie, ten drugi... mniej, że tak to ujmę. Oczywiście, nie mógłbym pominąć pierwszego zwiastuna do netfliskowego Wiedźmina - nie jestem ogromnym fanem i znawcą marki, serial na pewno obejrzę z czystej ciekawości. W każdym razie trailer ani mnie nie powalił, ani jakoś nie zniesmaczył. Zobaczymy, czy te wszystkie lamenty okażą się słuszne, kiedy serial w końcu zadebiutuje. Było parę innych ciekawych paneli, jak np. ten od braci Russo, którzy zdradzili parę ciekawostek z ich przygód z Marvelem oraz przedstawili parę szczegółów co do ich przyszłości pozą tą wytwórnią. Można też wspomnieć o zwiastunie Watchmen od HBO, nowego serialu animowanego o Harley Quinn, czy o panelu Terminator: The Dark Fate (gdzie obyła się bez zwiastuna dla szerokiej publiki), ale prawda jest taka, że w tym roku gdyby nie Marvel Studios i Pennywise, byłoby wyjątkowo słabo (jeśli mowa o zwiastunach).


PO ENDGAME I FAR FROM HOME


Jednak ucieczka innych dużych wytwórni oraz brak jakichkolwiek innych ekscytujących ogłoszeń, było bardzo na rekę Marvelowi, na którym już i tak były skupione oczy osób z całego świata. W końcu fani po wyjściu przełomowego Avengers: Endgame i Spider-Mana: Far From Home z szokującymi scenkami po napisach znaleźli się w nieznajomej dotąd pozycji - niewiedzy, co będzie dalej. Wiadomo było sporo, ale nic w 100% konkretnego. Była to ważna okazja dla Marvel Studios, gdyż teraz filmowe uniwersum znajduje się w zupełnie innym świecie - bez Iron Mana, bez Kapitana, bez Thanosa, po zakończeniu The Infinity Saga i z nowymi bohaterami na horyzoncie. Dlatego biorąc pod uwagę te dwa czynniki (wyjątkowo wysoką ciekawość oraz praktyczny brak konkurencji), nic dziwnego, że Kevin Feige nawet nie musiał opublikować pierwszego trailera dla Black Widow, aby publika określiła ich zwycięzcami Comic-Conu. Było dobrze niezależnie od tego, choć widać, że nie musieli się starać. Na szczęście, dostarczyli. Zaprezentowano nam caluteńki plan czwartej fazy Marvel Cinematic Universe. Pogadajmy o tym. 




1 maja 2020 roku do kina trafi długo oczekiwany solowy film o Black Widow. W tytułowej roli powróci Scarlett Johansson, natomiast dołączą do niej David Harbour jako The Red Guardian, Florence Pugh jako Yelena, O.T. Fagbenle jako Mason i Rachel Weisz jako Melina. Reżyserką będzie Cate Shortland. David Harbour mówił, że film ma miejsce w okresie między Captain America: Civil War a Avengers: Infinity War, jednak na 100% dowiemy się o tym w maju 2020. W filmie ma się podobno pojawić również Taskmaster.
Bardzo się cieszę, że w końcu powstaje film o Czarnej Wdowie, gdyż zawsze była jedną z moich ulubionych postaci, ciekawiła mnie jej przeszłość, fascynowała mnie jej skuteczność w walce bez żadnych supermocy oraz zawsze uznawałem, że była mocno niedoceniana. Dlatego jestem podekscytowany, że w końcu dostanie swoje pięć minut, aczkolwiek mam też jeden zgrzyt. Kevin Feige przez długi czas nie chciał robić tego filmu, ale wydaje mi się, że po zobaczeniu wyników finansowych Wonder Woman (a następnie ich własnej Captain Marvel) stwierdził, że solowy film z ówcześnie ich główną reprezentantką kobiet w szeregach superherosów ma jednak sens. Odczuwam jednak, że ten film teraz już nie powoduje takiej ekscytacji, jaką powodował kiedyś, zwłaszcza w zestawieniu z innymi tytułami 4. fazy, plus biorąc pod uwagę fakt śmierci Natashy w Endgame i idealnego wręcz zakończenia jej arcu, teraz jest to bardziej niepotrzebny krok w tył zamiast interesujący i świeży pomysł. Po prostu ewidentnie jest trochę późno na ten projekt, co nie zmienia faktu, że i tak czekam mocno na coś, co wygląda jak przyziemne kino szpiegowskie bez fantastycznych elementów w ramach MCU. Scarlett Johansson w tej roli też nigdy za wiele!



Co ciekawe, plan fazy 4. jak najbardziej włącza w to też seriale, które zadebiutują na platformie streamingowej, Disney+. Pokazuje to, że w przeciwieństwie, jak to wyglądało do tej pory z serialami marvelowymi Netfliksa czy Agents of S.H.I.E.L.D., tym razem seriale, które trafią na Disney+, będę integralną częścią Marvel Cinematic Universe. Pierwszym takim serialem, który będzie mieć premierę na jesień 2020 roku, jest właśnie The Falcon and the Winter Soldier, który na pewno poruszy wątki zapoczątkowane w Endgame, mianowicie Steve'a Rogersa na emeryturze oraz Sama Wilsona, który przejmie miano Kapitana Ameryki. W głównych rolach znajdą się oczywiście dobrze nam znani i lubiani Anthony Mackie i Sebastian Stan. Serial pozwoli nam jeszcze bliżej poznać tę dwójkę dotychczasowych side-kicków w ich własnych przygodach. To jest na pewno ogromny plus tych seriali. W ramach ciekawej i mniejszej historii uda nam się zgłębić osobowości i charaktery postaci, z którymi normalnie nie spędzilibyśmy tyle czasu, gdyż najprawdopodobniej nie dostaliby własnego solowego filmu, jak np. udało się to zrobić Czarnej Wdowie. Z innych informacji, Daniel Bruhl powróci jako Baron Zemo, tym razem w jego komiksowej masce. Anthony Mackie zdradził również, że miał już przymiarkę stroju Kapitana. Nie jestem niesamowicie podekscytowany tym serialem, choć nie mogę się doczekać, aby zobaczyć, z czym będzie musiał zmierzyć się ten duet. 



Eternals są natomiast filmem, który w kinach pojawi się 6 listopada 2020 roku. Reżyseruje Chloe Zhao, a występują Richard Madden jako Ikaris, Kumail Nanjiani jako Kingo, Angelina Jolie jako Thena, Lauren Ridloff jako Makkari, Brian Tyree Henry jako Phastos, Salma Hayek jako Ajak, Lia McHugh jako Sprite oraz Don Lee jako Gilgamesh.
Będę całkowicie szczery - nie mam pojęcia, o czym są komiksowi Eternals. Poczytałem o nich trochę w Internecie i pooglądałem parę szalonych kadrów z komiksów i zapowiada się ostra jazda bez trzymanki. Skończy się to albo odpychającą telenowelą o kosmitach-bogach, albo wciągającym kolejnym rozdziałem kosmicznego Marvela. Trochę się boję o ten projekt, aczkolwiek Marvel pokazał już ze Strażnikami Galaktyki, Doktorem Strangem, Ant-Manem czy Thorem: Ragnarok, że dziwaczne przygody w kosmosie (bądź nawet na Ziemi) nie są takie straszne, jak malują. Obsada również zachęca do pozytywnego myślenia. Szkoda jedynie, że w tym bardzo ciekawym koncepcie świata po Endgame przez najbliższe kilkanaście miesięcy będziemy musieli się zadowolić jedynie Far From Home, gdyż Black Widow to prequel (raczej) a Eternals ma miejsce w kosmosie daleko od naszych Avengersów (chyba).
Eternals na pewno jest jednym z najmniej oczekiwanych projektów przeze mnie z tej listy, ale i tak nowa marka, postacie i świat w MCU, jeszcze z taką obsadą, to zawsze powód do radości.



12 lutego 2021 roku, czyli w sam raz na Walentynki, do kin trafi wyjątkowo niewalentynkowy (chyba...) film, mianowicie Shang-Chi and the Legend of the Ten Rings. Reżyseruje Destin Daniel Cretton, natomiast podczas panelu w hali H ogłoszono trzech członków obsady - popularna ostatnio Awkwafina wcieli w jeszcze nieznaną nam rolę, Tony Leung zagra prawdziwego Mandaryna, zaś  tytułowa postać przypadła aktorowi Simu Liu. Ogłoszono również, że na przestrzeni poprzednich filmów z MCU można znaleźć parę poszlak co do organizacji Dziesięciu Pierścieni. Shang-Chi będzie pierwszym wysokobudżetowym filmem superbohaterskim z azjatycką obsadą - Kevin Feige pewnie liczy na podobne znaczenie kulturowe, jakie miały takie filmy jak Black Panther czy Captain Marvel.
Nie wiem czemu, ale naprawdę jest to jedna z pozycji, na którą czekam najmocniej. Trudno mi określić, co głównie powoduje u mnie ten stan - czy fakt, że w końcu (!) dostaniemy prawdziwego Mandaryna, czy wizja czegoś a la film kung fu w ramach MCU, czy połączenie fascynującej kultury Wschodu z elementami fantastycznymi i superbohaterskimi. Zgaduje, że wszystko naraz. Jestem ciekaw, co Cretton nam upichci za film, gdyż może z tego wyjść coś ciekawego, wyróżniającego się na tle pozostałych filmów stylem, tak jak inne „marwele" z kategorii najlepszych. Choć nie zdziwiłbym się, gdybym oczekiwał od tego filmu za dużo - w końcu będzie to pewnie origin story, a te Marvelowi wychodzą często... nijako. Oby jednak to był największy problem tego filmu, a nie kontrowersje, które go ostatnio dosięgają w związku z castingiem.



Wracamy na chwilę znowu do świata seriali na platformie Disney+. Wiosną 2021 roku zadebiutuje serial WandaVision, który jak nazwa wskazuje, skupi się na przygodach Wandy Maximoff (może w końcu zostanie nazwana Scarlet Witch?) oraz Visiona. Jak on powróci, skoro zginął w Infinity War? Tego póki co nie wie nikt, wątpię, że sam Paul Bettany wie. Może Kevin Feige wie. W każdym razie, Elizabeth Olsen i Paul Bettany ponownie wcielą się w swoje postacie znane z dużego ekranu i podobnie jak z Falconem i Zimowym Żołnierzem, ich własny serial pozwoli im na zgłębienie ich relacji i charakteru. W końcu postacie poboczne staną w świetle reflektorów za pomocą własnego serialu. Do tego wszystkiego, w obsadzie znalazła się Teyonah Parris, która zagra dorosłą Monicę Rambeau - postać, która pojawiła się jako dziecko w tegorocznej Captain Marvel. Nie są znane żadne szczegóły co do fabuły (poza tym, że akcja będzie się działa po Endgame), jedynie podczas wystąpienia na hali H bardzo często padało stwierdzenie, że ten serial będzie bardzo dziwny i zaskakujący.
Cóż, liczę, że mnie zaskoczy, bowiem ani Scarlet Witch, ani Vision nie były moimi ulubionymi postaciami ze składu Avengers i trochę brakowało im pazura. Mimo to, czekam z niecierpliwością, aby zobaczyć, jak zostanie w tym serialu poprowadzona ta dwójka. Coraz bardziej przekonuję się do tego serialu i intryguje mnie, jak to wypadnie. Zwłaszcza, że są to jedni z najpotężniejszych Avengersów, a trafią na mały ekran, który nie pozwala już na ogromne budżety kinowych superprodukcji (choć kto wie, co Disney wykombinuje). Tylko czekać na pierwszy zwiastun.



Pozostajemy w świecie Disney+, gdyż również wiosną 2021 roku otrzymamy serial o Lokim, gdzie ulubieniec fanów, Tom Hiddleston, powróci, aby zagrać po raz kolejny boga oszustw. Jest jednakże jeden problem, mianowicie Loki podobnie jak Vision zginął w Infinity War. Na szczęście, twórcy nie zamierzają znowu oszukać nas w tani sposób i przywrócić Lokiego z martwych, a planują poruszyć pytanie, co się stało z wersją Lokiego, która uciekła z Tesseraktem podczas time-heistu w Avengers: Endgame? Będą to więc przygody Lokiego, który nadal jest villainem a nie jest anty-bohaterem, jak np. w Ragnaroku.
Dobrze będzie znowu zobaczyć tę postać w akcji, bo nadal jest to jeden z najlepiej wykreowanych czarnych charakterów w MCU obok Thanosa, Killmongera czy Vulture'a, jednak jestem bardzo sceptycznie nastawiony do tego serialu. W końcu Loki przeszedł wspaniałą drogę jako postać, ewoluował i jego podróż zakończyła się w idealnym dla niego odkupieniu, gdzie zginął za brata i swój lud. Choć to wszystko nadal się zdarzyło z głównym Lokim, teraz wymazujemy to wszystko i wracamy do Lokiego z innej linii czasowej, gdzie scenarzyści będą musieli wymyślić dla niego inny character arc. Na pewno interesującym konceptem jest zwiedzenie nieco bardziej tej zmienionej linii czasowej, aczkolwiek póki co jest to tylko pomysł, który moim zdaniem, będzie potrzebował bardzo dobrej egzekucji.



Pierwszy prawdziwy wysokobudżetowy filmowy sequel z Mścicielem w roli głównej w fazie 4., czyli Doctor Strange in the Multiverse of Madness (przy okazji, długi tytuł!) wyjdzie 7 maja 2021 roku. W roli głównej powróci ukochany Benedict Cumberbatch (zaśpiewane mu „Sto lat" w hali H było najsłodszą rzeczą, jaką zobaczyłem w ostatnim czasie), natomiast na stołek reżysera wróci Scott Derrickson. Ten drugi wielokrotnie wypowiadał się na temat tego, co chce zrobić w sequelu (Nightmare antagonistą, a może Mordo?), jednak większych szczegółów a propos fabuły nie znamy, poza trzema ważnymi rzeczami. Numer jeden, kłamstwa Mysterio w Far From Home wcale nie oznaczają, że multiwersum w MCU nie istnieje, wręcz przeciwnie i przekonamy się o tym w tym tytule. Numer dwa, będzie to pierwszy „straszny film" w ramach MCU (na tyle straszny, na ile może pozwolić kategoria wiekowa PG-13) z elementami horroru. Numer trzy, czarownikowi partnerować będzie Scarlet Witch, której wątek będzie przedłużeniem jej przygód z serialu WandaVision.
O ile pierwsza część Doctora Strange'a mnie nie porwała, o tyle polubiłem jego postać. Byłem wtedy jedynie umiarkowanie ciekawy, co zrobią z następną odsłoną, jednak po wystąpieniach Stephena w Infinity War, a nawet i w Endgame, mój poziom hype'u przerodził się w „Dajcie mi to jak najszybciej!!". Do tego wszystko, co ogłoszono na panelu, brzmi jak eksperymentowanie ze stylem i tonem tego filmu, czyli coś, co jak poprzednio mówiłem, robią najlepsze filmy Marvela i coś, czego nie zrobił zbytnio pierwszy Strange. Z tego, jak to brzmi, druga część tego błędu nie popełni, a ja już szykuję moje pieniądze.



Znowu pora wrócić na platformę Disney+ z wyjątkowo intrygującym projektem. Serial What If...? będzie animowany, a jego odcinki to będą osobne historie, które pokażą różne wydarzenia z historii MCU... w ich alternatywnych wersjach. Pierwszy epizod, który ma wyjść latem 2021 roku, ma opowiadać o tym, co stałoby się gdyby to Peggy Carter wzięła serum superżołnierza, a nie Steve Rogers. Praktycznie wszyscy aktorzy z filmów MCU powrócą, aby podłożyć głos pod ich animowane postacie, natomiast w funkcji narratora zadebiutuje Watcher, którego grać będzie Jeffrey Wright.
Nie ukrywam, choć jest to na pewno coś, czego Marvel Studios do tej pory nie miało okazji zrobić i jest to z pewnością pozycja, która może się okazać szczególnie interesująca, wątpię, że będzie ten serial dla mnie czymś więcej niż ciekawostką. Ten serial najmniej sprawia wrażenie, jakby był częścią fazy czwartej, bardziej niż prequelowata Black Widow czy Loki w innej linii czasowej. Te dwa ostatnie tytuły przynajmniej nadal są powiązanie w jakiś sposób z przeszłością bądź przyszłością MCU. What If...? pozostanie najpewniej tylko ciekawostką.



Wspominałem coś o niedocenionych postaciach przy okazji Black Widow? Wspominałem coś o tym, że seriale na Disney+ dają świetną okazję do lepszego odświeżenia postaci z mniejszą ilością czasu ekranowego bez konieczności dawania im osobnych filmów? Pod obydwie te kategorie idealnie wpasowuje się serial Hawkeye, który ma premierować jesienią 2021 roku. Sporo szczegółów jest jeszcze nieznanych, aczkolwiek do roli tytułowego bohatera powróci Jeremy Renner, gdzie jego głównym zadaniem będzie przygotowanie do superbohaterskiej działalności Kate Bishop, postać znaną z komiksów. Do tego Feige zapowiedział, że serial pokaże Clinta Bartona za czasów Ronina (którego w Endgame było bardzo mało).
Szczerze mówiąc, z tego ogłoszenia jestem chyba najbardziej szczęśliwy. Cieszę się, że jedne z moich ulubionych postaci, czyli Hawkeye i Black Widow dostają w końcu uwagę, na jaką zasługują, nawet jeżeli dopiero w fazie czwartej. Czy wolałbym, aby Hawkeye pojawił się w filmie o Black Widow? Jasne. Czy wolałbym, żeby również dostał swój własny film? Co za pytanie, oczywiście! Nie będę jednak ukrywać, że nawet samym serialem na Disney+ jestem zadowolony i nie mogę się go doczekać. Cieszę się również mocno za Jeremy'ego Rennera, którego postać zawsze była lekko wyśmiewana, tymczasem jako jeden z pozostałych oryginalnych Avengersów, spotkał się z ogromnym entuzjazmem fanów i grającym w tle motywem przewodnim Avengers podczas wejścia na halę H w San Diego. Wow, widać było po Rennerze, że jest szczęśliwy. Skoro Jeremy jest szczęśliwy, to szczęśliwy jestem i ja.



Absolutny szok. O czwartym Thorze dowiedzieliśmy się przed Comic-Conem i już wtedy było szokiem, że Kevin Feige złamał niepisaną zasadę, że każdy heros dostaje tylko po trylogii i finito. Otworzyło to teraz zupełnie nowe możliwości dla innych postaci... Jednak póki co skupmy się na Thorze, gdzie wizja czwartej części mnie strasznie ekscytuje. Thor: Love and Thunder wyjdzie 5 listopada 2021 roku, gdzie reżyserem znów będzie Taika Waititi, którym tym razem awansował również na stanowisko scenarzysty. Thora oczywiście zagra nie kto inny jak Chris Hemsworth, a towarzyszyć mu będzie Tessa Thompson jako Walkiria oraz... Natalie Portman. Tak, dobrze słyszeliście. Jane Foster wraca (tego chyba nikt się nie spodziewał), gdyż Love and Thunder będzie adaptacją komiksu The Mighty Thor, w którym to Jane Foster staje się godna Mjolnira i przejmuje miano Thora. Z ciekawszych rzeczy, Tessa Thompson powiedziała, że Walkirii będzie zależeć teraz jako królowi Asgardu, aby znaleźć swoją królową, co może oznaczać w końcu wątek LGBT.
Do Thora 4 mam mieszane uczucia. Z jednej strony powrót Thora, Chrisa, Tessy, Waititiego i sam fakt, że Feige przyzwolił na stworzenie czwartej części windują u mnie poziom hype'u ponad dach. Cieszę się również, że wraca Natalie jako Jane, gdyż jestem jedną z 5 osób na Ziemi, której jej brakowało w Ragnaroku, którym był poniekąd soft rebootem marki. Z drugiej strony, mam nadzieję, że adaptacja tej komiksowej historii nie skończy się zastąpieniem Thora Chrisa Thorem Natalie. Liczę, że myk z Jane jako Thor albo potrwa tylko chwilowo, przez jeden film, albo będziemy mieli dwóch Thorów jednocześnie. Ta druga opcja mnie jednak też niepokoi, ponieważ nie lubię zabiegu, gdzie poboczne postaci dostają nagle supermoce. Biorąc pod uwagę, że Sam Wilson to nowy Cap, szykuje nam się Kate Bishop i być może Yelena przejmie tytuł Czarnej Wdowy w MCU, wydaje mi się, że Jane jako Thor na pełnym etacie jest średnio potrzebna. Dlatego mam ogólnie mieszane uczucia, gdzie ekscytacja miesza się ze strachem.



Na sam koniec zebrali się wszyscy goście na wspólną fotkę, którą znajdziecie niżej. Tak właśnie prezentuje się 4. faza MCU. Bardzo krótka, bo tylko 2 lata i 5 filmów. Kevin Feige potwierdził w wywiadzie, że właśnie tak wygląda czwarta faza, choć oczywiście, plany mogą się zmienić. Warto zauważyć, że faktycznie czuć różnicę między trzema pierwszymi fazami a fazą od razu po Endgame. 4. faza wprowadzi dużo nowego i jednocześnie jest swoistym soft rebootem, albowiem z oryginalnych Avengers w fazie czwartej pojawi się tylko połowa składu - Czarna Wdowa, Hawkeye i Thor. Faktycznie jest inaczej, choć mniej rewolucyjnie niż oczekiwałem. Nadal nie mogę się doczekać nadchodzących filmów i poniżej znajdziecie mój ranking.
Gdyby tego było mało, Feige nie mógł się powstrzymać i zapowiedział, czego możemy się spodziewać już w fazie piątej MCU. Na sam koniec wspomniał o Black Pantherze 2, Guardians of the Galaxy vol.3, Captain Marvel 2, reboocie Fantastycznej Czwórki oraz o wprowadzeniu mutantów. O tym słyszeliśmy już wcześniej i mamy potwierdzenie, że nadal te tytuły są w produkcji. Feige o tych pozycjach nie wspomniał, ale możemy być pewni, że gdzieś w planach jest też Ant-Man 3, Spider-Man 3 i kolejny film Avengers. Natomiast jest coś, o czym wspomniał. Na scenę wyszedł Mahershala Ali, aby zapowiedzieć, że zagra Blade'a w MCU. Blade również będzie częścią piątej fazy, a nie czwartej, jak potwierdził Feige. Mimo to wszyscy na widowni oszaleli. Mic. Drop.

MCU Phase 4 - tak to będzie wyglądać!

 Na sam koniec, szybki ranking projektów w fazie czwartej, od najmniej oczekiwanych do tych najbardziej :)
10. What If...?
9. Eternals
8.  Loki
7. The Falcon and the Winter Soldier
6. WandaVision
5. Thor: Love and Thunder
4. Black Widow
3. Hawkeye
2. Shang-Chi and the Legend of the Ten Rings
1. Doctor Strange in the Multiverse of Madness


To tyle! Jaka jest Wasza opinia a propos czwartej fazy Marvela? Na jakie filmy czekacie najbardziej? Które ogłoszenie wywołało u Was największą ekscytację? Jak wygląda Wasz ranking 10 projektów Marvel Studios? Piszcie w komentarzach! :D ▲ Wafeg
Tym samym żegnam się z Wami i zapraszam do obserwowania, komentowania, udostępniania i wpadania na moje "fanpejdże". Linki poniżej:

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Designed By Blokotek
{java} {disrank_permission} Wafeg {disrank_permission] {java} {disrank_permission} Wafeg {disrank_permission]